30 września 2014

"Spódnice w górę" - pomysł na babski wieczór


Muszę się do czegoś przyznać. Mam spory problem z kinem ogólnie. Pominę fakt, że w wieku 21 lat dopiero nadrabiam wszelkie filmowe zaległości, a na pytania Pana nie-Męża o to, czy oglądałam taki a taki film na 98% odpowiem "nie"... No cóż, zawsze było coś ważniejszego niż film. Czy to w kinie, telewizji czy na płycie.
Od pewnego czasu wolne chwile w domu spędzam na oglądaniu filmów. Okej, okej. Może i oglądam jeden film przez 3 dni, bo na raty, ale jednak. Z kinem jest zupełnie inna historia.
Aż wstyd się przyznać, ale ostatni raz byłam tam chyba ze 2 lata temu. Wcześniej zdarzało mi się to ciut częściej (powtarzam CIUT). Sprawa zazwyczaj wygląda tak: znalazłam "fajny" film - przynajmniej tak wszędzie mówią i piszą, że warto; zdecydowałam się iść do kina; namawiam na seans przyjaciółkę/mamę/kogokolwiek; idziemy; oglądamy; wychodzimy rozczarowane. Nie wiem jak to możliwe, ale ostatni dobry film jaki oglądałam w kinie to chyba Shrek 3. Aha, 2007 rok. To nie jest dobry wynik. Cała reszta moich wyjść była raczej nieudana i rozczarowująca.
Aż do tej pory. Naczytałam się w kobiecych gazetkach, że do kin wchodzi super-ekstra-kobiecy-śmieszny-och-ach film. Nie powiem, te opinie zasiały we mnie ziarno ciekawości. Następnie na blogu Marty przeczytałam Jej recenzję na temat tego filmu. To zadecydowało o tym, że jednak do kina się wybrałam. Owszem, miałam pewne obawy, a im bliżej seansu, tym bardziej miałam poczucie znowu straconych pieniędzy... Ale nie tym razem!
Nie będę się powtarzać, ale podstawą filmu są historie 11 kobiet. Różnych pod względem wieku, wyglądu, statusu społecznego czy statusu związku. Lubię taką formułę, przypomina mi film "To właśnie miłość", który bardzo lubię oglądać w zimowo-świąteczne wieczory. Ich losy się przeplatają, raz jest lepiej, raz gorzej, by na końcu wszystkie znalazły wspólny punkt.
Bardzo, bardzo polecam ten film do obejrzenia z przyjaciółkami. Z chłopakiem czy kolegą nie da rady - zbyt kobiecy. Ale jest to mocny punkt podczas "babskiego wyjścia" (nie lubię tego określenia...). Jak obiecują - jest bardzo kobieco. Jest dużo śmiechu, seksu, ale też realnych problemów. W dodatku jest też Paryż :)

PS. Rozmowa przed wyjściem do kina.
Ja: Idę z A. do kina.
Pan nie-Mąż: Na jaki film?
J: "Spódnice w górę"
PnM: ?? Dobrze, że nie "majtki w dół"

Hihihi, śmieszek z Niego.

27 września 2014

Herba-linki #4


Ohoho, Moi Drodzy! To już cztery tygodnie za nami! :) Mam nadzieję, że będzie tylko lepiej i dłużej.
Jesień coraz śmielej sobie poczyna, temperatura rankiem spada na łeb na szyję, więc bierzcie w garść kubek z gorącą herbatą (polecam również kakao!) i zapraszam na dzisiejsza porcję linków!

  1. Lubię blogowe wyzwania - jest to jakaś forma motywacji, a tej często mi brakuje. Tutaj wyzwanie fotograficzne Natalii z jest-rudo.pl - odkrywamy w sobie kobiecość
  2. Zawsze śmieszyły mnie dialogi z wszelkich programów typu "Dlaczego ja". Nishka o "Trudnych sprawach" na żywo
  3. Burzowa lampa - wygląda jak chmura i świeci jakby strzelały pioruny. Cudna!
  4. To już ostatni weekend przed rozpoczęciem roku akademickiego. Tutaj dobre rady dla przyszłych studentów :)
  5. O tym, że każda mama jest idealna
Czytajcie, bawcie się dobrze i korzystajcie z ostatnich chwil wolności - większość zaraz rusza na zajęcia na uczelni! :)

26 września 2014

5 kosmetyków, na których możesz zaoszczędzić


Każda z nas na pewno nie raz i nie dwa zastanawiała się jakby tu trochę zaoszczędzić. I na czym warto oszczędzać, bo wiadomo, że są takie rzeczy, w które warto zainwestować. Sama kilkukrotnie próbowałam znaleźć w Internecie jakiś spis kosmetyków, które powinny trochę kosztować i takich, które mogą być z niższej półki. Dzisiaj przybywam dla Was z odsieczą i przedstawiam krótką listę kilku kosmetyków, na których można zaoszczędzić kilka groszy. Zasada jest bardzo prosta: produkty, które mają krótki kontakt z naszą skórą nie muszą być drogie. Wszelkie składniki, które się w nich znajdują nie zdążą zadziałać, zanim je zmyjemy. Zatem kosmetyki, na których możemy oszczędzić to:
  1. żel do mycia twarzy - jego jedynym zadaniem jest "wstępne" zmycie zanieczyszczeń z naszej buzi. Aby demakijaż był dokładny i tak musimy użyć dodatkowego produktu, jak płyn micelarny czy mleczko. Przez kilka lat walczyłam z trądzikiem i przeszłam przez dziesiątki różnych produktów: tanich i drogich, drogeryjnych i aptecznych. Przyznam, że najbardziej zadowolona byłam, gdy używałam taniego żelu z Rossmanna, zielonego Synergena. Pamiętajcie tylko, żeby dobierać produkt do typu Waszej cery.
  2. szampon - jak wyżej - nakładamy, pocieramy i zmywamy. Tyle, nic nie zdąży zadziałać na naszej głowie. Serio, nie ma cudów i możecie mi wierzyć, że szampon nie sprawi, że na Waszej głowie nagle pojawi się bujna czupryna jak u Beyonce. Niestety. Tak czy owak, jedynym zadaniem szamponu jest oczyszczenie naszych kosmyków, z czym chyba każdy, nawet najtańszy produkt sobie poradzi. Tutaj lepiej zainwestować w dobrą odżywkę lub maskę odpowiednie dla naszych kosmyków. Jedyne na co warto zwrócić uwagę przy zakupie szamponu, to SLS (Sodium Lauryl Soulfate) - temu detergentowi mówimy NIE.
  3. żel pod prysznic - o tym ciężko mi pisać. Fakty są takie, że jestem gadżeciarą i uwielbiam rzeczy ładne, o kuszącym zapachu czy kolorowym opakowaniu. Żele pod prysznic zazwyczaj się wpisują w te ramy, więc często mam problem, bo chciałabym coś, co zwyczajnie się nie opłaca. Tak naprawdę żel nie musi być drogi, bo ma tylko jedno zadanie - musi się trochę pienić i odświeżyć nasze ciało. Zapach i tak nie utrzyma się dłużej na skórze, a efekt nawilżenia, to zazwyczaj chwyt marketingowy.
  4. kosmetyki antycellulitowe/wyszczuplające - czas spojrzeć prawdzie w oczy - te kosmetyki po prostu nie działają. Albo inaczej, mogą wspomóc walkę z cellulitem, ale tylko jako dodatek do ćwiczeń i zrównoważonej diety. Same niestety nic nie poradzą na nasze problemy, więc kupując takie smarowidło nie ma sensu wydawać milionów i żyć złudną nadzieją.
  5. balsam do ciała - ostatni na mojej liście, chociaż ciągle zastanawiam się czy powinien się tu znaleźć. Moja przygoda z tego typu produktami zaczęła się bardzo dawno temu i próbowałam przeróżnych rzeczy typu krem, balsam, masło... Przy zakupie kierowałam się różnymi kategoriami: opakowanie, zapach, właściwości, cena. Przez jakieś 8 lat (co najmniej) tylko raz trafiłam na mazidło, które rzeczywiście zrobiło różnicę na moich wiórkowatych łydkach (a kupowałam i droższe i tańsze pozycje). Sama pewnie nie wpadłabym na to, żeby kupić ten balsam, ale dostałam do w jednym z ShinyBox. Jest to nawilżający balsam do ciała AA z linii Body Care Program (bezzapachowy). Szczerze polecam, bo to jedyny produkt, który u mnie zadziałał. Tak więc, jeśli nie macie jeszcze swojego faworyta w tej kategorii, nie ma sensu wydawać fortuny.
Lista zamknęła się w 5 pozycjach. Myślę, że można tu sporo zaoszczędzić. Prosty przykład to żel pod prysznic: standardowa butelka, jaką kupowałam, czyli 250 ml zazwyczaj kosztuje ok. 10 zł (mniej więcej, wiadomo czasem promocja, a czasem zapachowe szaleństwo). Niedawno odkryłam jednak pięknie pachnące żele pod prysznic w Biedronce. Za butelkę 500 ml zapłaciłam 2,99 zł. Jest różnica? 40 zł za litr a 6 zł? ;)
Oczywiście pamiętajmy o odrobinie przyjemności od czasu do czasu i pozwólmy sobie na małe szaleństwo, kiedy to kupimy coś tylko dlatego, że ładnie pachnie! Trzeba tylko znać granice :)

25 września 2014

Halo, ratunku! Mój facet jest chory!

Źródło
No i stało się. Okłamał mnie, ale prawda jak zawsze wyszła na jaw... Na początku znajomości powiedział mi, że nigdy nie choruje. O jaka ja byłam głupia, gdy Mu wtedy uwierzyłam.
Kiedy dwa tygodnie temu poprosił o przygotowanie Gripexu nie miałam pojęcia jak ciężki okres przede mną.
"Kochanie, a podobno Ty nigdy nie chorujesz?"
"No bo nie choruję. Choroba to jak mam 40 st. gorączki, wtedy leżę w łóżku i do niczego się nie nadaję."
Po dwóch tygodniach leży w łóżku jak warzywo, chociaż ma 36,6 st.. Ledwie słyszalnym głosem prosi, czy mogę zrobić Mu herbatkę z cytryną i sokiem malinowym. "Tylko wiesz, w tym dużym kubku.". Moje biedactwo. Ma katar i zaczynają Go boleć stawy. Biorą Go zatoki i trochę stracił smak. Ale spokojnie, propozycja wizyty u lekarza spotkała się z dość żwawą, jak na umierającego człowieka, reakcją: "A co on mi pomoże?!"... 
Dlatego Drogie Czytelniczki... Cieszcie się póki: a) nie macie mężczyzny b) macie, ale nie mieszkacie razem c) macie i mieszkacie razem, ale On jeszcze nie zachorował.
Korzystajcie z życia, bo nigdy nie wiadomo, kiedy z dorosłego faceta zostanie Wam małe dziecko, które trzeba niańczyć ;)
Na otarcie łez wrzucam filmik, który pokazuje o czym mówię.

PS. Tak, mnie również złapało przeziębienie, ale to bez znaczenia. Pan nie-Mąż na pewno jest bardziej chory ;)

23 września 2014

Zrób dla siebie coś miłego! - półmetek akcji

Źródło
Pamiętacie jak jakiś czas temu pisałam Wam o akcji Nadine? Na początku planowałam podsumować całą akcję w jednym poście, jednak będzie tego sporo, więc podzieliłam to na dwie części. Każdego dnia pojawiało się inne zadanie, więc postanowiłam najpierw podsumować je pojedynczo, a następnie, a drugiej części, napiszę ogólne podsumowanie wyzwania. Zaczynamy!

Dzień 1 - Zmień budzik! Ustaw ulubioną (albo zmień na nową) piosenkę, która będzie budzić Cię codziennie rano. - Ups, mamy problem. Od dawna nie używam budzika, a codziennie rano wstaję, gdy mała Ala zaczyna sobie śpiewać. Zadanie niewykonane, ale gdybym budzika jednak używała, na pewno zmieniłabym dźwięk na "Mamma Mia (He's Italiano)".
Dzień 2 - Oszczędzamy! (Pssst, na przyjemności) Przygotuj sobie słoik i wrzucaj do niego wszystkie pięciozłotówki, jakie znajdziesz w portfelu. - Z przyjemnością wykonane! Tzn. słoiczek jest, pięknie ozdobiłam go samoprzylepną taśmą w biedroneczki. Mam nadzieję, że przez ten miesiąc uda mi się coś zaoszczędzić w ten sposób.
Dzień 3Dzień Załatwiania Zaległych Spraw - Załatw dzisiaj wszystkie sprawy, które odkładasz na bliżej nieokreślone "potem" -trochę się rozczarowałam. Myślałam, że dzisiaj będzie miłe i przyjemne zadanie, a tu trzeba brać się do pracy. Niemniej jednak, zaraz po śniadaniu zabrałam się za robienie listy rzeczy do zrobienia. Wyszło na to, że nie mam do zrobienia nic nadzwyczaj trudnego i chyba właśnie to było dla mnie zgubne. Chciałam się wyrobić do 12, ale tak naprawdę prawie nic nie zrobiłam. Z drugiej strony nie wyszło źle, na drugi dzień załatwiłam ważniejsze rzeczy i przynajmniej weekend miałam wolny.
Dzień 4 - Pozytywne afirmacje - Napisz na kartce: "Żyję w świecie, w którym każdego dnia dzieją się niesamowite rzeczy" i powieś w widocznym miejscu. - niewykonane, Nie lubię wieszać takich rzeczy na wierzchu - zawsze mam wrażenie, że zostanę wyśmiana... ;) Zamiast tego staram się codziennie powtarzać sobie jakieś motywacyjne teksty.
Dzień 5 - Randka? Jasne, wybierz się na randkę. Idź na spacer, na kawę, do kina, na kolację... sama ze sobą. - czeka na realizację. Miałam iść do kina, ale przyjaciółka postanowiła do mnie dołączyć. Zamiast tego chętnie wybiorę się na samotne zakupy.
Dzień 6 - Gotujemy! Znajdź 3 przepisy na obiady, których jeszcze nie robiłaś i przygotuj je w ciągu najbliższego tygodnia. - w ciągu tygodnia się nie uda, ale rozciągnę w czasie i wprowadzę jakieś nowości.
Dzień 7 - Poniedziałek? Z okazji poniedziałku zrób sobie najlepszy makijaż, uczesz włosy tak, jak lubisz najbardziej i ubierz się w to, w czym czujesz się najpiękniej. - makijaż może najlepszy tego dnia nie był, ale odbijam sobie na co dzień. Zawsze staram się dobrze wyglądać.
Dzień 8 - Działamy! Odkurz listę postanowień noworocznych albo określ 3 nowe. Do końca roku jeszcze trochę czasu - zrealizuj je! Zacznij już teraz! - postanowień noworocznych tym razem nie spisywałam, ale na ostatnie trzy miesiące roku mogę coś wymyślić: 1. zadbam o swoją kondycję - aktywność fizyczną wpiszę w codzienność (w trakcie, od lipca regularnie ćwiczę przynajmniej 3 razy w tygodniu), 2. zmienię dietę - zacznę jeść regularnie i rozsądnie (właśnie pracuję nad planem realizacji), 3. przestanę być taką marudą - dla siebie i moich bliskich (staram się, naprawdę!)
Dzień 9 - Odśwież kontakty - Napisz/zadzwoń/umów się z dawno niewidzianym znajomym. Koniecznie! - to dobry moment na zastanowienie się, które znajomości są wartościowe i warto je odświeżać, a które powinnam odpuścić. Tak czy owak, spotkanie umówione!
Dzień 10 - Złap jesień! Wybierz się na jesienny spacer... z aparatem. Przypomnij sobie jakie to relaksujące! - wykonane! Zdjęcie znajdziecie na moim profilu na Instagramie.
Dzień 11 - Dzień pozytywnych myśli - A to oznacza... ZERO narzekania! Dzisiaj nie masz prawa powiedzieć (ani pomyśleć) nic negatywnego. - Starałam się, ale było ciężko - wizja dwóch nadchodzących zaliczeń decydujących o moim "być albo nie być" na studiach nie pomagała. Jednak jest to punkt, który powinnam wprowadzić na co dzień.
Dzień 12 - Odrobina luksusu... Zrób swój własny, niepowtarzalny peeling do ciała. - Akurat tego dnia wypada moja "pielęgnacyjna sobota", to dobra okazja, żeby wypróbować domowy peeling.
Dzień 13 - Pamiątkowe zdjęcie - Zrób pamiątkowe zdjęcie - sobie, lub całej swojej rodzinie. Takie, które będzie Ci się podobać, i które z radością oprawisz w ramkę. - Zdjęcie było zrobione jakiś czas temu, ale to dobra okazja, żeby zebrać się do wywołania go i oprawienia.
Dzień 14 - Ciasteczka na smutki - Znajdź i opatentuj w swoim domu przepis na Ciasteczka na smutki, który będziesz stosować za każdym razem, gdy dopadnie Cię blue monday. - Czekają na gorszy okres - oby jak najdłużej udało mi się uniknąć większych smutków ;)
Dzień 15 - Wieczór filmowy - Tak, to dziś. Przygotuj koc, przekąski, osobę towarzyszącą lub nie i odpal taki film, na jaki masz największą ochotę. Ty tu rządzisz! -  Z przyjemnością wykonam! Zazwyczaj oglądamy raczej brutalne filmy, dzisiaj na pewno odpalę jakąś komedię.

Tak więc udało nam się dotrzeć do połowy tego przyjemnego wyzwania. Już teraz mogę powiedzieć, że mimo iż nie udało mi się wykonać dobrze wszystkich zadań jestem z siebie zadowolona, bo zaczynam dostrzegać o co w tym wszystkim powinno chodzić. "Zrobienie sobie dobrze", jakkolwiek to nie zabrzmi, nie może być dla nas jednorazową przygodą. Codziennie wśród tych wszystkich obowiązków powinniśmy znaleźć dla siebie chociaż 15 minut i być wtedy małymi egoistami i pomyśleć tylko o sobie.

20 września 2014

Herba-linki #3


Cześć! Dzisiaj kolejna porcja linków do herbaty.
Ruszamy!

  1. Świetny tekst na temat "dzisiejszych nastolatków"
  2. Filmik pokazujący jak w prosty sposób zapobiec wszelkim bólom związanym z pracą przy komputerze.
  3. Historia Harrego Pottera na jednym obrazku
  4. Pani Swojego Czasu o tym, czego nie robi - od razu poczułam ulgę
  5. Są dwa rodzaje ludzi - prosto, z humorem i bardzo trafnie

Bawcie się dobrze i widzimy się po weekendzie!

17 września 2014

"Trochę kultury!"

Źródło
Zasłyszane podczas meczu w lidze okręgowej:

"Ty chuju, skąd żeś się wziął?!" "Buraku jebany!" "Połam nogi!" "Dowal mu, dobrze mu tak!"

Do dzisiejszego tekstu zbierałam się od niedzieli. Cały czas targały mną emocje i nie mogłam się zebrać, żeby zacząć pisać. Na początku chciałam opisać wszystko po kolei, potem jednak pomyślałam, że to bez sensu i przedstawię tylko główny problem.
Wszystkie powyższe cytaty padły z ust dojrzałych, dorosłych mężczyzn. Nierzadko ojców i dziadków. Panów koło czterdziestki, pięćdziesiątki. Może starszych. Na meczu, podczas którego byli zarówno oni, jak i małe dzieci, kobiety i nastolatkowie. Ciężko byłoby ustalić średnią wieku, ponieważ cotygodniowy mecz w takich miejscowościach jest rozrywką dla wszystkich. Dzieci przychodzą oglądać swoich ojców, kobiety - mężczyzn, a starsi chcą popatrzeć na swoich synów i wnuków.
Była również kobieta, około czterdziestki. Ona była dla mnie największym zaskoczeniem. Przyznaję bez bicia, że i mnie trochę poniosło. Odezwałam się do niej dwa razy. Za pierwszym razem prosząc o wykazanie się odrobiną kultury, a drugim razem krzycząc, żeby się zamknęła. Potem odezwała się również moja koleżanka, z którą na ten mecz przyszłam. W pierwszym przypadku w odpowiedzi usłyszałam, że ona jest u siebie i nie będę jej uczyć kultury, a potem, żebym spierdalała. Za to P., usłyszała, że jeśli zaraz się nie zamknie i nie "odstosunkuje" od tej kobiety, to zaraz jej przypierdoli.
Tak, kobieta w wieku naszych Mam wdała się z nami w dyskusję i rzucała takimi tekstami. Było mi niesamowicie wstyd, że a) sama nie wytrzymałam nerwowo, b) byłam świadkiem czegoś takiego.
Nie wyobrażam sobie, jak można tak się zachować. Jak można życzyć komuś połamania nóg na boisku, wyzywać go od pedałów albo grozić mu. Nie mogę pojąć jak to się dzieje, że w takich sytuacjach ludzie tak bardzo przestają nad sobą panować, wykrzykują na całe gardło wyzwiska, a potem wracają do domu i uczą swoje dzieci kultury. Co taki człowiek ma do przekazania, skoro nie krępuje się przekleństw na stadionie pełnym małych dzieci?
Być może jestem stara. Albo naiwna. Albo jedno i drugie, ale nie mieści mi się to w głowie...

PS. Miejscowi wygrali mecz.

13 września 2014

Herba-linki #2


Witam Was już drugi raz w Herba-linkach!
Mam nadzieję, że pierwsza odsłona Wam się spodobała i teraz również będziecie się dobrze bawić. Ruszamy!
1. Zawsze zastanawiałam się jak prawidłowo sprawdzić swoje wymiary, w końcu znalazłam konkretne wskazówki
2. Blog pełen wspaniałych grafik! Mi najbardziej spodobały się kreskówkowe kobiety "Gry o Tron"
3. Zabawny film, który pokazuje różnice między kobietami i mężczyznami
4. Jesień to dobry czas na założenie ciepłych skarpetek albo rajstop, tutaj znajdziecie najfajniejsze modele
5. O tym, dlaczego akurat Ty jesteś przegrany

10 września 2014

Top 10 - książki, które zapadły mi w pamięć

Źródło
Ostatnio na Facebooku pojawił się kolejny łańcuszek. Tym razem nie trzeba pić piwa na czas ani oblewać się lodowatą wodą. Teraz chodzi o wymienienie 10 tytułów książek, które w jakiś sposób utknęły w Waszej pamięci. To nie muszą być wybitne dzieła ani nic z listy książek, które znać wypada, a nawet trzeba. Nie powinno się zbyt długo zastanawiać nad takimi książkami, to mają być pozycje zupełnie "Wasze" i spontaniczne.
Od zawsze lubię czytać, chociaż ostatnio nie robię tego tak często jakbym chciała. Pamiętam jak będąc w podstawówce, codziennie albo prawie codziennie, chodziłam do biblioteki, która mieściła się 3 minuty od mojej szkoły. Panie bibliotekarki doskonałe znały mnie i moje koleżanki i zawsze wychodziłyśmy z plecakami cięższymi co najmniej o 3 książki. Pochłaniałyśmy je z prędkością światła i zaraz wracałyśmy po kolejne. To były dobre czasy. Niestety, z książkami u mnie podobnie jak z filmami. Jeśli coś mi się spodoba, pamiętam to na długie lata. Jeśli przeczytam/obejrzę, ale stwierdzę, że "szału nie ma", to momentalnie zapominam o czym to było.
Jest jednak trochę książek, które mimo wszystko były dla mnie czymś wspaniałym i do których chętnie kiedyś wrócę (mimo, że nie lubię czytać czegoś dwa razy). Kolejność jest przypadkowa.

TOP 10 książek, które zapadły mi w pamięć:
1. Astrid Lindgren - Dzieci z Bullerbyn - absolutnie uwielbiam odkąd pierwszy raz ją przeczytałam. Są tylko dwie pozycję, które do tej pory przeczytałam więcej niż jeden raz, i ta książka dla dzieci jest jedną z takich.
2. Louise Rennison - cykl Zwierzenia Georgii Nicolson - to jest druga pozycja, do której wróciłam. Całość pisana w formie pamiętnika, ale tak zabawnego, że nieraz popłakałam się ze śmiechu. Pierwsza część wciągnęła mnie na tyle, że postanowiłam mieć wszystkie. Z niecierpliwością czekałam na kolejna części, a w gimnazjum razem z przyjaciółkami zaczytywałyśmy się w nich nawet na lekcjach. "Angus, stringi i przytulanki", czyli pierwsza część przygód nastoletniej Georgii doczekał się nawet ekranizacji, ale mnie - miłośniczkę serii - nie do końca przekonała. Znów okazało się, że książka jest lepsza od filmu.
3. Helen Fielding - Dziennik Bridget Jones - klasyka, którą poznałam dość późno. Zabawne przygody Bridget szybko mnie wciągnęły i natychmiast pochłonęłam całą książkę. Przez długi czas próbowałam, razem z bohaterką, stawić czoło pewnym wyzwaniom, w tym osiągnąć "równowagę wewnętrzną, ommm".
4. John Green - Gwiazd naszych wina - pozycja dość nowa w porównaniu z poprzednimi. Książka przedstawia historię miłości dwojga chorych na raka nastolatków. Są wzloty i upadki, jak to w chorobie. Wciągnęło mnie na tyle, że przez trzy dni na obiad wołali mnie po 5 razy. "Już idę! Tylko doczytam...". Pojawił się też film, ale trochę boję się obejrzeć, bo nie chcę, żeby popsuł mi wyobrażenia na podstawie książki.
5. J.K. Rowling - cykl Harry Potter - możecie mi wierzyć lub nie, ale serię o czarodzieju zaczęłam czytać mając 19 lat. Wcześniej uparcie twierdziłam, że takie rzeczy mnie nie kręcą, nie lubię historyjek o magii i duchach. Potem stwierdziłam, że Harry Potter to pozycja, którą każdy powinien znać. Chociaż po to, żeby spokojnie powiedzieć "sorry, nie porwało mnie". Niestety, albo stety, mnie porwało. Wciągnęło mnie na tyle, że najpierw pochłonęłam wszystkie książki, a następnie wraz z nie-Mężem obejrzałam wszystkie filmy o przygodach Harrego.
6. Elizabeth Gilbert - Jedz, módl się, kochaj - lubię czytać o tym, jak dobrze żyć. Bohaterka książki szuka szczęścia na świecie. Odwiedza trzy nowe kraje i uczy się, jak czerpać szczęście z prostych rzeczy. Mi się podoba.
7. Pamela Druckerman - W Paryżu dzieci nie grymaszą - tutaj krótko, książkę przeczytałam jeszcze w ciąży. Jest to swojego rodzaju poradnik, jak ogarnąć naszego malucha, żeby nie stał się rozkapryszonym bachorem. Mała Ala od drugiego miesiąca życia przesypia całe noce i tłumaczę to sobie, że to zasługa książki.
8. Nicholas Sparks - Pamiętnik - w tym przypadku wyjątkowo wolę film od książki. Nie wiem czy to zasługa Ryana Goslinga czy fakt, że najpierw obejrzałam film, a dopiero potem sięgnęłam po książkę, ale ekranizację mogę oglądać za każdym razem, gdy jest w TV.
9. William Szekspir - Poskromienie złośnicy - niby nic specjalnego, ot kolejny dramat Szekspira, ale z jakiegoś powodu bardzo ją lubię. Jeden z ulubionych cytatów to "Jam się urodził, aby Cię ugłaskać. Dzikiego kota w słodką zmienić Kasię"
10. Colum McCann - Tancerz - pozycja bliska ze względu na tematykę. Uwielbiam taniec, balet szczególnie, a to jest to o czym opowiada książka. Jej bohaterem jest Rudolf Nuriejew, rosyjski baletmistrz. Poznajemy losy Rudika, wszystkie przeciwności losu, które chciały stanąć mu na drodze do spełnionych marzeń, poza tym jest pełna wspaniałych cytatów.

Moja lista jest bardzo różnorodna i subiektywna. Niekoniecznie są to dzieła stulecia, ale są to pozycje, które w jakiś sposób utknęły mi w pamięci. W każdej chwili lista może ulec zmianie. Raz przypomnę sobie taką książkę, raz inną. Potem przeczytam coś innego i zrobi się za mało miejsca w pierwszej dziesiątce.
Zachęcam Was do stworzenia swojej listy książek (a może filmów, piosenek albo przedmiotów), które zawsze macie w pamięci. Koniecznie dajcie znać, jeśli takie pojawią się na Waszych blogach!

Zrób dla siebie coś miłego!

Źródło
Cześć Kochane!
Dzisiaj chciałabym zachęcić Was do wzięcia udziału w akcji "Zrób dla siebie coś miłego!" organizowanego przez Nadine. Akcja trwa 30 dni, a każdego dnia mamy inne zadanie do wykonania. Dziś jest drugi dzień wyzwania, więc macie szansę jeszcze do nas dołączyć. Bierzcie udział w facebookowym wydarzeniu, to tam codziennie około godziny 8 Nadine zostawia dla nas nowe zadania do wykonania.
Dlaczego warto wziąć udział w takim wyzwaniu? Bo w codziennym biegu nie mamy czasu na chwilę dla siebie. Zapominamy o tym, jak ważne jest dobre samopoczucie i że trzeba je pielęgnować. W ciągu dnia potrafimy zapomnieć o zjedzeniu obiadu, a co dopiero o zrobieniu sobie jakiejś małej przyjemności. Czasem nawet 15 minut w ciągu dnia spędzonych na rozkoszowaniu się smakiem karmelowej mrożonej kawy potrafi postawić nas na nogi i naładować pozytywną energią i siłą do działania na resztę dnia. Uważam, że nasze dobre samopoczucie zawdzięczamy właśnie takim małym gestom, które innym mogą wydawać się błahe i zupełnie abstrakcyjne.
Nauczmy się zdrowego egoizmu i pamiętajmy nie tylko o naszych dzieciach/chłopakach/mężach/przyjaciółkach/etc., ale również o sobie. Wiecie jak to jest, gdy mamy zły dzień, jesteśmy przemęczone to nawet, gdybyśmy nie wiem jak bardzo się starały, w pewnym momencie na pewno wybuchniemy i oberwie się niewinnym cywilom. Po co rozładowywać się na tych, na których nam zależy? Dbając o własne dobre samopoczucie, dbamy również o naszych bliskich!
Mam nadzieję, że przekonałam Was do zainwestowania we własne szczęście i dołączycie do nas!

6 września 2014

Herba-linki #1


Herba-linki to cykl na blogu, w którym co tydzień, w każdą sobotę będzie pojawiać się 5 linków, które zatrzymały mnie na dłużej w danym tygodniu.
Jestem jedną w tych osób, które więcej czasu przed komputerem spędza na tygodniu rano, jednak zdaję sobie sprawę, że większość dopiero w sobotę ma czas na leniwy poranek, starannie przygotowane śniadanie i zalegnięcie przed komputerem z kubkiem gorącej herbaty. Tak to widzę i dlatego linki do śniadania i herbaty będą pojawiać się tego dnia.
Dzisiaj pierwsza porcja:
1.  #IceBucketChallenge - po co wszystko?
2. Janek ze Stay Fly o przeklinaniu w Internecie i nie tylko - trudno się nie zgodzić
3. 7 pomysłów na pyszne naleśniki, ja je uwielbiam!
4. Pozostając w temacie jedzenia proponuję pomysły na imprezowe przekąski
5. Na koniec żartobliwie o kobiecych dramatach - muszę przyznać, że doskonale to znam...

Enjoy i udanego weekendu!

5 września 2014

Jesień to czas zmian

Źródło
Wrzesień od zawsze był dla mnie ważny. Na początku wiązało się to przede wszystkim z powrotem do szkoły. Nie byłam jak inne dzieciaki i czekałam na ten moment. Wakacje nudziły mi się gdzieś w połowie, miałam za dużo wolnego czasu i chciałam już wrócić do lekcji. Oczywiście, że narzekałam na prace domowe i nauczycieli, ale jednak lubiłam chodzić do szkoły. Niesamowitą przyjemność sprawiało mi chodzenie z Mamą po sklepach i kompletowanie wyprawki. Kolorowe okładki zeszytów, nowe pióro, naklejki, brokatowe długopisy i neonowe zakreślacze...
No dobra, przyznam się Wam do czegoś. Mimo że jestem już studentką, nadal mam słabość do ładnych rzeczy. Szczególnie tych z działu papierniczego. Niedawno, cała w skowronkach, pochwaliłam się Mamie taśmą samoprzylepną w biedronki, którą kupiłam w Empiku. Podsumowała mnie jednym zdaniem: "Ale Ty jesteś dziecinna'... Nie do końca się z Nią zgadzam, ale coś w tym jest.
Od kilku lat jednak wrzesień i początek jesieni to dla mnie nie tylko początek roku szkolnego czy akademickiego. To początek w ogóle. We wrześniu nachodzą mnie myśli o zmianach, typowe dla okresu noworocznego i wszędobylskich postanowień i wyzwań stawianych sobie na kolejny rok. Ja takich postanowień w styczniu nie czynię, za to zmiany i nowe pomysły najchętniej wprowadzam w życie właśnie na jesieni.
Nie wiem czy jest to związane ze zmieniającym się krajobrazem za oknem - zielona trawa zaczyna przybierać żółty, sprany odcień, a liście nad drzewach w zastraszającym tempie zmieniają barwę na ciepłe pomarańcze i czerwienie. A potem lecą na łeb, na szyję i kruszą się pod butami w czasie jesiennych spacerów. A może to sprawka wakacji, po których pierwszy raz idziemy do nowego liceum albo na studia i wszystko będzie dla nas nieznane. To świetna okazja, żeby coś zmienić i pokazać się nowym znajomym w zupełnie innej strony. Nie będą oceniać, bo nie wiedzą jacy byliśmy jeszcze dwa czy trzy miesiące temu.
Jedno jest pewne. Każdy moment jest dobry na zmiany. Ponadto zmiany są dobre. Każdy potrzebuje czasem jakiejś odmiany, a początek jesieni to dobry impuls.
W tym roku zmieniłam fryzurę. Drastycznie, bo z włosów do łopatek zostały mi kosmyki sięgające nieco poniżej brody. Poza tym jestem pełna zapału i energii do nowych wyzwań. Intensywnie myślę nad tym co zrobić ze swoim życiem: w co warto zainwestować, a co odpuścić.
I wiecie, mimo że jesień bywa nieprzewidywalna i zdarza się, że pada przez cały tydzień, a my narzekamy, że mokro, że brzydko i szaro, to lubię to. Jasne, przyznaję bez bicia, jestem tą osobą, która marudzi, że za zimno, za ciepło, że pada albo że świeci słońce, ale tak już mam. Nie warto się przejmować, bo w głębi duszy lubię odgłosy burzy, ciepłe swetry i szaliki luźno zawiązane na szyi. Lubię to, że mogę bez obaw ubrać się na cebulkę i nie będę musiała niczego zdejmować, bo będzie idealnie i że w czasie deszczu, słuchając kropel spadających za oknem mogę czytać książkę pod kocem.

Lubię jesień!

2 września 2014

Wrześniowe chceMISIE

Z lekkim poślizgiem prezentuję Wam dzisiaj moje wrześniowe plany.


W tym miesiącu bez szaleństw - wishlista obejmuje trzy pozycje:
1. Zegarek, który będzie pasował do bardziej oficjalnych stylizacji (obecny niby pasuje do wszystkiego, ale nadaje trochę sportowej nuty)
2. Ładna piżama, taka z prawdziwego zdarzenia. Właśnie dorosłam do decyzji, że koszulka D. i krótkie spodenki nie zawsze są najlepszą opcją do spania. Szczególnie poza domem.
3. Manicure japoński. Moje paznokcie są w opłakanym stanie, a ja jestem zdesperowana. Nie wiem co robić, żeby je wzmocnić, więc chciałabym spróbować poprawić ich stan z pomocą profesjonalistki.

We wrześniu chciałabym również odświeżyć trochę zakurzoną tradycję związaną z jedzeniem. Mianowicie przez jakiś czas wraz z moją przyjaciółką regularnie odwiedzałyśmy coraz to nowe miejsca na restauracyjnej mapie Lublina. W tym miesiącu chciałabym wrócić do tego zwyczaju i znów poznać kilka fajnych miejsc, gdzie można dobrze zjeść.

Na ten miesiąc rzucam sobie również wyzwanie:
Będę ćwiczyć 5 razy w tygodniu.
Do tej pory mój plan treningowy obejmował 3 dni wysiłku fizycznego w tygodniu, ale odkąd ćwiczę w domu doszłam do wniosku, że każdego dnia mogę znaleźć 40 minut na ćwiczenia. Szczególnie, że mała Ala lubi patrzeć jak ćwiczę. Ma niezłą radochę w tego mojego machania rękami i nogami.

Ostatnia pozycja we wrześniowym rozkładzie jazdy dotyczy kultury - chcę przeczytać w tym miesiącu 3 książki.

A Wy macie jakieś plany na początek jesieni?
Dla mnie czas start!

Kiedy ostatnio powiedziałaś, że jesteś szczęśliwa?

Źródło
5:00. Dzwoni budzik. Nie mój - D. Wstaje do pracy na 6. Śpi przy ścianie, więc wstając przechodzi przeze mnie i prawie zawsze staje mi na nogę albo trąci ręką. Budzę się, chowam się jeszcze pod kołdrą, ale już wiem, że ze spania nici. Razem z tatem wstaje również mała Ala. Zaczyna gaworzyć, kręcić się i chce się bawić. Idę do kuchni i siadam przy stole. Patrzę jak D. robi sobie śniadanie i kanapki do pracy. Zawsze zastanawia się po co wstaję razem z Nim tak wcześnie. W dodatku nic nie jem, tylko siedzę i patrzę. A ja lubię tak patrzeć. Jak skończy jeść, wtedy ja zabieram się za śniadanko dla Maluszka. Potem codzienny rytuał Ali: mycie buzi, kremowanie, zmiana pieluszki, witaminka i siadamy do jedzenia. Po jedzeniu czas, żeby kaszka ułożyła się w brzuszku, więc Ala bawi się w bujaczku-leżaczku. Wtedy przychodzi pora na moje śniadanie. Obowiązkowo herbata - najlepiej zielona. Ze śniadaniem siadam przy laptopie i sprawdzam Facebooka, pocztę, ulubione blogi. Mała Ala powoli zaczyna się męczyć i próbujemy zrobić sobie pośniadaniową drzemkę. Po drzemce idziemy na dwór. Zachodzimy do osiedlowej piekarni, żeby kupić tacie rogala z makiem na kolejny dzień w pracy. Potem jeszcze jakieś drobne zakupy i wracamy do domu. Zależnie od tygodnia, albo po 9 albo po 10, czekam na telefon od D. Zawsze dzwoni w czasie przerwy śniadaniowej. Koło 11 czas na piciu. Potem zabawa, drzemka, zabawa. W międzyczasie staram się poćwiczyć - tyle czasu po porodzie wypadałoby już zacząć coś ze sobą robić. Gdy wybija godzina 14 odliczamy minuty do powrotu taty z pracy. Kiedy wpada do domu od razu robi się głośniej, weselej. Lepiej. Następnie nasz obiad, potem obiad Ali. Połowa dnia minęła. Druga połowa jest bardziej leniwa - oglądamy razem filmy, śpimy, czytamy coś. Wieczorem jeszcze jeden rytuał Ali - jedzenie, kąpiel z tatem i spanie. Tak wygląda większość moich dni. Czasem wplatam w to ugotowanie obiadu, sprzątanie czy inne obowiązki domowe.
Trochę wychodzi na to, że jestem kurą domową. Ale wiecie co? 
Nie przeszkadza mi to. Te wszystkie małe rzeczy, rytuały, zwyczaje i obowiązki sprawiają mi przyjemność. Na początku napisałam, że lubię patrzeć jak D. je śniadanie. Tak samo lubię patrzeć jak mała Ala śpi i jak bawi się z D. To wszystko napawa mnie tak niewyobrażalnym szczęściem, że nie jestem wtedy w stanie myśleć o przykrych rzeczach albo o tym, czego nie znoszę, a muszę zrobić.
Owszem, czasem jest ciężko, bo jestem niewyspana, mała płacze i jakoś wszystko działa na nerwy, ale mimo wszystko z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwa.
A Ty? Kiedy ostatnio powiedziałaś, że jesteś szczęśliwa? Dlaczego nie zmienisz czego w swoim życiu, żeby to szczęście osiągnąć?