17 lutego 2015

Jak wyleczyłam się z zakupoholizmu


Kiedyś byłam zakupoholiczką. Nie taką szaloną, co to na zakupach jest trzy razy w tygodniu i wychodzi z reklamówkami szmatek, ale robiłam zakupy pod wpływem chwili, chaotycznie, bez sensu. Kupowałam: bo ładne, bo tanie, bo wyprzedaż, bo ostatnie sztuki, bo kiedyś się przyda, bo schudnę, bo... (tu wstaw inny irracjonalny powód). Efektem była szafa pełna ubrań, których nigdy nie założyłam albo które do niczego nie pasowały. Leżały miesiącami (latami?) na półkach i zapychały szafę. Co rano stawałam przed nią z legendarnym już zdaniem na ustach: nie mam się w co ubrać i jeszcze szafa mi się nie domyka.
Dzisiaj nie mam już takich problemów: w mojej szafie znajdują się tylko ubrania, które noszę na co dzień i które pasują do mojej sylwetki. Na zakupy chodzę rzadko, ponieważ doszłam do momentu, kiedy (poza rzeczami sezonowymi) niczego więcej nie potrzebuję.Jak wyglądała moja droga do racjonalnego podejścia do zakupów?
  • przestałam chodzić do galerii handlowych - dla mnie był to dobry sposób na zabicie czasu między zajęciami, spotkaniami, treningami... Pojawiałam się tam, żeby pooglądać, co często skutkowało kupieniem, np. piętnastego t-shirtu, który był mi całkowicie zbędny, ale był tani i ze śmiesznym obrazkiem. Na studiach wolnych chwil zaczęłam mieć tak mało, że zupełnie zapomniałam o sklepach i po czasie całkiem się odzwyczaiłam.
  • zrobiłam przegląd szafy - sukcesywnie pozbywałam się ubrań, które były na mnie za duże lub za małe (przestałam się łudzić, że kiedyś do nich schudnę ;)), które mi się nie podobały, źle się w nich czułam albo kiepsko wyglądałam. Zniszczone sztuki również skończyły swój żywot i przejrzałam ciuchy po domu. W pewnym momencie miałam chyba więcej bluzek do sprzątania niż tych do wyjścia...
  • zrobiłam listę rzeczy, których mi brakuje - po oczyszczeniu szafy byłam w końcu świadoma co się w niej znajduje i co wypadałoby dokupić. Stworzyłam bazę ubrań, które dzięki odpowiednim dodatkom pozwolą na łatwe i szybkie stworzenie zestawów na co dzień i do wyjścia.
  • starannie wybieram towar – zwracam większą uwagę na detale i nie biorę niczego, co chociaż w najmniejszym stopniu mi nie pasuje. Nie przymykam już oczu na ozdoby/guziki/szwy/etc.
  • przymierzam – kiedyś przymierzałam praktycznie tylko jeansy, resztę kupowałam na oko. Dzisiaj przymierzam każdą bluzę, bluzkę i spódnicę, zwracam większą uwagę na rozmiary i nie kupuję nic „na przyszłość” (większe/mniejsze). Oglądam się z każdej strony i patrzę krytycznym okiem.
  • dwa razy się zastanawiam – jeśli towar przeszedł poprzednie testy, czas na podstawowe pytanie: czy ja tego na pewno potrzebuję? Dwa razy zastanawiam się przed pójściem do kasy i często zdarza się, że jednak coś zostawiam, bo po prostu nie jest mi potrzebne. 

Poza bazą mam na dysku również folder pełen zdjęć stylizacji, które mają dać obraz tego, co mi się podoba i w jakim kierunku chciałabym iść. Na zakupach staram się kierować właśnie tą listą i stylizacjami, żeby uniknąć kupienia czegoś, co nie będzie pasowało do reszty mojej szafy.Skłamałabym, gdybym powiedziała, że tyle wystarczyło do okiełznania chęci wydawania pieniędzy na byle co. Staram się chodzić na zakupy rzadko (żeby nie kusiło ;)), ale i wtedy kieruję się kilkoma zasadami.Żeby była jasność: nie bawię się w mnicha i niczego sobie nie żałuję. Nie odmawiam sobie ubrań z poczuciem żalu, a z satysfakcją, że nie rządzą one moim życiem. Odkąd zapanowałam nad szafą i chęcią zakupów ubieranie się nie przysparza mi tylu problemów, bo zawsze mam w co się ubrać :)

____________________ 

 Spodobał Ci się post? 
Obserwuj mnie na Facebooku, Bloglovin i Instagramie

   photo eb6c52ee-49d5-4502-931c-b172004e37d9_zps95768ea8.png photo 2e589100-882d-4dc1-8f0a-506fabf2170c_zpsf92bc34c.png photo 95de5575-1741-4270-ae6e-0453807dd415_zps617a52c0.png

12 lutego 2015

Weź się do roboty leniu! - sposoby na ogarnięcie życia


Wstajesz rano i już wiesz, że masz masę rzeczy do zrobienia. Pranie, sprzątanie, przygotowanie pracy na zaliczenie, zakupy, trening, zapisanie się do lekarza/fryzjera, a jeszcze przydałoby się zrobić jakiś obiad (inny niż kanapki) i w końcu spotkać się ze znajomymi. Jak to wszystko ogarnąć? Jak to zrobić, żeby te wszystkie rzeczy nie zostały przepisane na kolejny dzień? I kolejny, i kolejny…
Jeszcze 1,5 roku temu byłam całkiem niezła  w organizowaniu sobie życia. Miałam bardzo dużo zajęć, a dodatkowo mieszkałam poza miastem, więc musiałam też doliczyć czas dojazdów. Było pięknie! Na wszystko miałam czas i wykonywałam zdecydowaną większość zaplanowanych rzeczy. Rano jadłam slow śniadanko, robiłam prasówkę, przygotowywałam się do wyjścia i jechałam do miasta. Chodziłam na zajęcia, treningi i imprezy, współpracowałam z Samorządem i załatwiałam prywatne sprawy. Tak było prawie codziennie i bez problemu godziłam wszystko ze sobą.
Dzisiaj jestem w rozsypce i proste czynności, które zajmują 20-30 minut ciągną się za mną nawet dwa tygodnie. Cierpię na brak czasu z powodu nadmiaru czasu... Totalnie wypadłam z rytmu, przez co też się rozleniwiłam i nie potrafię pozbierać się do kupy. O ile kiedyś miałam dużo obowiązków i dużo czasu na przyjemności, o tyle dzisiaj ciężko mi wywiązać się z podstawowych obowiązków, a i mój „czas wolny” jest wątpliwej jakości.
Ale, ale… Pierwszym krokiem do poprawy sytuacji jest przyznanie się do problemu – zrobione. Zaczynam nad sobą pracować i staram się wprowadzać małe zmiany, które trochę pomagają w ogarnięciu życia.

·         Jeśli coś zajmuje mniej niż dwie minuty, zrób to od razu – zmycie naczyń po posiłku, telefon do lekarza, odłożenie rzeczy na swoje miejsce, poskładanie prania i ułożenie w szafkach – to wszystko trwa chwilkę, a zapobiega powstawaniu większego bałaganu.
·         Jeśli możesz zrobić coś od razu, zrób to – czasami małe sprawy ciągną się za nami tak długo, bo są… małe. Nieważne, niepilne, mogą poczekać. Ale po co? Jeśli masz wszystkie środki do wykonania danej rzeczy, zrób to. Przykręć śrubkę w szufladzie, wymień baterie w zegarku, przepisz notatki na komputer i idź od razu po mleko, o którym zapomniałaś. Później nie będzie Ci się chciało.
·         Jeśli nie wiesz od czego zacząć, zacznij od czegokolwiek – jeśli masz kilka rzeczy do zrobienia i nie wiesz co zrobić na początku, rób po kolei. Jeśli nic nie wyróżnia się ważnością na tle innych, to bez różnicy. Ważne, żeby od czegoś zacząć, a nie tkwić w miejscu i zastanawiać się czy najpierw odkurzyć czy zmienić wodę rybkom.
·         Jeśli nie masz na coś wpływu, odpuść – ile czasu potrafimy zmarnować na myślenie o czymś, na co nie mamy wpływu… Zastanawiasz się czy dobrze napisałeś egzamin? To już bez znaczenia, czekaj na wyniki i zajmij się czymś innym. Spóźnia się autobus? Zamiast przeklinać pod nosem, napisz szybko sms-a, że się spóźnisz. Jest brzydka pogoda? Nic z tym nie robisz, zakładaj kalosze i rób swoje. Po prostu.

To tylko kilka sposobów na to, żeby trochę ułatwić sobie życie. Jeśli naczynia zmyjemy od razu po obiedzie, unikniemy sterty brudnych garów na wieczór; jeśli od razu odłożymy na miejsce zeszyty, unikniemy większego bałaganu; jeśli od razu złożymy ubrania po praniu, unikniemy sterty ciuchów walającej się po pokoju i ciągle przekładanej z łóżka, na fotel, na podłogę i z powrotem. A spraw typu telefon do fryzjera, wyjście do sklepu czy wycieranie kurzu i tak nie unikniesz, więc lepiej rozpraw się z tym od razu.


____________________ 
 Spodobał Ci się post? 
Obserwuj mnie na Facebooku, Bloglovin i Instagramie

   photo eb6c52ee-49d5-4502-931c-b172004e37d9_zps95768ea8.png photo 2e589100-882d-4dc1-8f0a-506fabf2170c_zpsf92bc34c.png photo 95de5575-1741-4270-ae6e-0453807dd415_zps617a52c0.png

10 lutego 2015

Dlaczego nikt Cię nie słucha


12:00 Uczelnia. Wykład. Niby jesteś wyspany, ale jakoś nie możesz skupić się na tym, co mówi prowadzący.
16:00 Dom. Rodzinny obiad. Opowiadasz co ciekawego wydarzyło się w ciągu dnia, ale nikt nie zwraca na Ciebie uwagi.
20:00 Bar. Spotkanie towarzyskie. Koleżanka chce się trochę wyżalić, że nie ma z kim pogadać, ale i tym razem nikt jej nie słucha.

Nie raz złapałam się na tym, że podczas rozmowy nagle nie wiedziałam o czym dana osoba mówi. Nie raz zdarzyło mi się widzieć odpływający wzrok mojego towarzysza rozmowy. W jednym i drugim przypadku zawsze jest mi głupio. W pierwszym wstyd mi, że nie potrafię poświęcić całej uwagi swojemu rozmówcy, w drugim, że to ja nie potrafię zainteresować drugiej osoby.
Jak to jest, że ciągle coś SŁYSZYMY, ale nie SŁUCHAMY?
Dzisiaj chcę pokazać kilka szczegółów, które wpływają na to, jak podczas rozmowy odbierają nas inni. Nie chodzi o to, żeby od razu zostać Mówcą Roku, ale chyba wszyscy chcemy, żeby ludzie traktowali nas poważnie?
Jest kilka grzechów, które popełniamy w czasie pogaduszek:
·         zanudzanie – to chyba jasne, że Twój kolega nie ma ochoty słuchać o nowym, fantastycznym lakierze do paznokci albo świetnie spisującym się matującym pudrze do twarzy? Tak samo jak większość dziewczyn nie będzie zainteresowane wymianą części w samochodzie albo wynikiem ostatniego meczu w lidze holenderskiej, bo się na tym po prostu nie zna. W miarę możliwości dostosujmy temat do naszego rozmówcy.
·         plotkowanie i ocenianie innych – jeśli jedyny temat jaki można z Tobą poruszyć to waga X, zawartość portfela Y i do tego zawsze lepiej wiesz, co Z powinien zrobić to raczej nie masz co liczyć na wartościowych rozmówców. „Ja na Twoim miejscu zrobiłabym…” brzmi trochę odstraszająco, szczególnie, gdy na moim miejscu nigdy nie byłaś.
·         negatywne nastawienie i narzekanie – lubisz spotykać się z ludźmi, którzy wiecznie marudzą z powodu pogody i nie potrafią odnaleźć jasnej strony w żadnej sytuacji? Ja też nie. Po takim spotkaniu jestem zła, zdemotywowana i pozbawiona całej energii, dlatego staram się unikać takich ludzi lub skracać czas spędzony z nimi do minimum.
·         szukanie wymówek – czasem trzeba przyznać się do błędu czy porażki. Nie ma sensu na siłę szukać winy tam, gdzie jej nie ma. Przytyłaś? Nie dlatego, że na święta były same pyszności, ale nie potrafiłaś się pohamować. Nie zaliczyłeś egzaminu? Nie dlatego, że „dała inne pytania”, ale po prostu nie zajrzałeś do notatek… Bądźmy szczerzy wobec siebie i innych.
·         „moja racja jest mojsza” – każdy ma prawo do własnego zdania i trzeba to uszanować. Atakowanie innych, bo myślą inaczej niż Ty nie przysporzy Ci przyjaciół, a raczej grono osób, które będą unikać konfrontacji z Tobą. Lepiej wycofać się z rozmowy niż otwarcie krytykować kogoś za odmienne poglądy.

Spokojnie, ja też (jeszcze za często) narzekam na spóźniony autobus czy śnieg wiejący prosto w oczy. Czasem po prostu trzeba wygadać się i zrzucić winę za niepowodzenia na cały świat. Chodzi o to, żeby robić to sporadycznie, a nie przy każdym spotkaniu ;)


____________________ 

 Spodobał Ci się post?
 Obserwuj mnie na Facebooku, Bloglovin i Instagramie

   photo eb6c52ee-49d5-4502-931c-b172004e37d9_zps95768ea8.png photo 2e589100-882d-4dc1-8f0a-506fabf2170c_zpsf92bc34c.png photo 95de5575-1741-4270-ae6e-0453807dd415_zps617a52c0.png

5 lutego 2015

Przestań się bać!


Ile razy zdarzyło Ci się odpuścić coś, czego bardzo pragnąłeś, ze strachu przed porażką? Ile razy nie poszedłeś gdzieś albo nie powiedziałeś/nie zrobiłeś czegoś, bo bałeś się wyśmiania? Ile razy żałowałeś potem, że jednak tego nie zrobiłeś? A znasz te opowiastki „mogłem powiedzieć mu, że…” wypowiadane zawsze po ważnej rozmowie?
Ja znam to wszystko aż za dobrze.
Nie gram w bilard, bo nie umiem.
Nie idę na imprezę, bo znam tylko jedną osobę.
Nie jem tego czy tamtego, bo nie wiem czy mi posmakuje.
Nie idę na konferencję, bo nie mam z kim.
Nie słucham czegoś, bo moi znajomi mówią, że wstyd.
Tak było do czasu. (No dobra, teraz też tak czasem mam, ale rzadko ;))
Wszystko zmieniło się chyba przed maturą. Wiadomo, powinnam się uczyć, więc znajdywałam tysiące bardziej interesujących zajęć. To był czas mojej fascynacji tumblr’em – miejscem pełnym inspiracji i motywacji do działania. Po kilku miesiącach wzdychania do komputera postanowiłam wziąć życie w swoje ręce i zacząć próbować nowych rzeczy. Dzięki temu pierwszy raz jadłam sushi, próbowałam mówić po nałykaniu się helu, wysłałam w świat list w butelce i  chodziłam na pole dance. Było tego o wiele więcej - cała lista rzeczy, których chciałabym spróbować i w końcu mi się udało. To był czas, kiedy nikt nie mógłby mi powiedzieć, że czegoś nie wypada.
Dlaczego o tym piszę?
Ostatnio miałam przyjemność wziąć udział w treningu football’u. Wyszło spontanicznie i nawet nie miałam czasu na myślenie. Całe szczęście, bo pewnie bym się wycofała! Tak się bałam, że nawet nie uda mi się złapać tej śmiesznej piłki, a moja drużyna wygrała!  To był mój pierwszy raz i mimo ogromnego wysiłku byłam przeszczęśliwa. Ledwo stałam na nogach, były zupełnie jak z waty, a ja śmiałam się jak głupia, że było tak fajnie. O tym treningu opowiedziałam chyba wszystkim napotkanym osobom. I wtedy uświadomiłam sobie, jaką radość może sprawić coś, co pozornie do nas nie pasuje. Ile bym straciła, gdybym poszła wtedy do domu i olała możliwość takich zajęć! Przypomniałam sobie również o tym, ile frajdy sprawia zrobienie czegoś nowego. I zrozumiałam, że tak naprawdę nie ma się czego bać. Tak po prostu.

Pierwszy raz na targach edukacyjnych. Pierwsze spotkanie z D. Wyjazd samorządowy przed rozpoczęciem studiów. Nabór do cheerleaderek. Założenie bloga.

To tylko kilka rzeczy, które napawały mnie OGROMNYM strachem. Zupełnie niepotrzebnie.

Po pierwszych targach tak mi się spodobało, że przez kolejne 1,5 roku jeździłam przy każdej możliwej okazji. Spotkanie Pana nie-Męża dało mi cudownego przyjaciela, partnera i poczucie bezpieczeństwa, że razem wszystko nam się ułoży. Pierwszy wyjazd samorządowy to była najlepsza impreza w moim życiu (tak, trwająca tydzień!). Nabór do cheerleaderek przypomniał mi, że jestem całkiem niezła i że od dawna brakowało mi poważnych, dających w kość treningów. Blog okazał się fajnym miejscem na wygadanie się, a w dodatku ktoś to czyta i chwali! :)

Strach hamuje możliwość rozwoju. Zabiera nam wspaniałe momenty z życiu i blokuje powstawanie niezapomnianych wspomnień. Warto o tym pamiętać, bo gdy się głębiej zastanowię, to moje obawy przed czymś nowym nigdy się nie potwierdziły.

Dzisiaj stawiam przed Tobą wyzwanie. W ciągu najbliższego tygodnia zrób coś o czym zawsze marzyłeś, ale nigdy tego nie zrobiłeś z powodu jakiś absurdalnych lęków. Chcesz nauczyć się tańczyć? Zapisz się na kurs. Chcesz spróbować tradycyjnej chińskiej potrawy? Poszukaj restauracji w okolicy. Chcesz wyjść na przebieraną imprezę? Zorganizuj taką i zaproś znajomych.
Przestań się bać i zobacz co jest po drugiej stronie!


____________________

 Spodobał Ci się post? Obserwuj mnie na Facebooku, Bloglovin i Instagramie
   photo eb6c52ee-49d5-4502-931c-b172004e37d9_zps95768ea8.png photo 2e589100-882d-4dc1-8f0a-506fabf2170c_zpsf92bc34c.png photo 95de5575-1741-4270-ae6e-0453807dd415_zps617a52c0.png