31 stycznia 2015

5 powodów, dlaczego nie lubię dziewczyn


Jakoś tak się złożyło, że odkąd poszłam na studia mam więcej bliskich kolegów niż koleżanek. W podstawówce czy gimnazjum było odwrotnie, ale kiedy okazało się, że ze znajomymi robimy coś więcej niż tylko rozmowy o szkole i chłopakach, nagle jak bańka mydlana prysnęło wszystko, co sprawiało, że to dziewczyny były lepszymi kompanami. Dzisiaj napiszę Wam, dlaczego nie lubię dziewczyn i co sprawia, że to chłopak jest lepszym towarzyszem.
  1. Dziewczyny się obrażają - strasznie łatwo je urazić. I nie zawsze mają poczucie humoru. Rzucisz żartem, takim na myślenie i nagle może się okazać, że to trudniejszy temat niż myślałaś i koleżanka nie ogarnęła. No i siedzi teraz taka smutna/zła/obrażona i nie odzywa się już do Ciebie. Za to komuś innemu opowiada, jaką/jakim jesteś suką i burakiem. Biedna, biedna mała dziewczynka. Chłopak, nawet jak żartu nie zrozumie, puszcza to mimo uszu i po prostu przechodzimy do dalszej rozmowy, nie ma rozpamiętywania.
  2. Dziewczyny są zazdrosne - nie daj Boże coś Ci się uda. Nie daj Boże ktoś Cię pochwali w obecności takiej panienki... Będzie się uśmiechać, potakiwać, nawet pogratuluje. A za plecami usłyszysz "ja to nie lubię tej Patrycji, ona jakaś dziwna jest...". Kolega za to poklepie Cię po plecach (czasem nawet przytuli), powie "dobra robota" i jeszcze zaproponuje pomoc, gdy potrzeba. Takich ludzi nam trzeba!
  3. Dziewczyny są spięte - marne szanse na spontaniczne wygłupy na środku ulicy. Albo na tańce-hulańce w klubie - przecież jakiś chłopak może to zobaczyć. Albo przyjaciółka. Albo gorzej! Laska, której nie lubimy! Ma być grzecznie, ładnie i spokojnie. A nóż widelec uda się kogoś wyrwać. Przecież nie wypada! Z chłopakami jest inaczej - kiedy jest czas na ogarnięcie to jest (w miarę) grzecznie, kiedy chcemy razem spędzić czas i się po prostu powygłupiać nie istnieje taki zwrot jak "nie wypada".
  4. Dziewczyny chcą być chłopakami - przypadek odwrotny do poprzedniego. Chcą być takie jak ich koledzy, dlatego bujają się w za dużych dresach, jarają szlugi po kątach i chwalą się, że w tym tygodniu najebały się już cztery razy... Wszystko jest dla ludzi, ale po co robić z tego taką szopkę? Wow, Ty to jesteś jednak rebel...
  5. Dziewczyny są nierzeczowe - pytasz czy idzie coś zjeść. Krótko: tak lub nie. No nie wiem, może bym poszła... Ale dietka. Chociaż w sumie zjadłabym ciastko. Albo hamburgera. Może wezmę frytki i colę. Albo nie, jednak nie idę... Dobra, idę, ale biorę tylko sałatkę. Chociaż może... Od kumpli nie usłyszałam nigdy innej odpowiedzi niż "dobra, jestem głodny" ...


To tylko kilka punktów, które dyskwalifikują większość dziewczyn, ale spokojnie! To nie jest hejt - dzisiaj luźno, z przymrużeniem oka. Przecież ja też jestem dziewczyną i nie raz się zachowuję głupio... ;)



____________________ 

 Spodobał Ci się post? Obserwuj mnie na Facebooku, Bloglovin i Instagramie
   photo eb6c52ee-49d5-4502-931c-b172004e37d9_zps95768ea8.png photo 2e589100-882d-4dc1-8f0a-506fabf2170c_zpsf92bc34c.png photo 95de5575-1741-4270-ae6e-0453807dd415_zps617a52c0.png

28 stycznia 2015

Pieprzyć skromność!


Hej, pięknie dziś wyglądasz!
Świetnie napisałaś ostatni test!
Jesteś taka wysportowana, jak Ty to robisz?

Eee, dzi-dzięki. Tak jakoś wyszło, przypadkiem mi się udało... /głowa spuszczona, wzrok wbity w podłogę/

Znasz to? Kiedyś dokładnie w ten sposób reagowałam na komplementy. Ktoś mnie pochwalił, że jestem taka rozciągnięta, a ja nie wiedziałam co powiedzieć i próbowałam coś wydukać, że dzięki, że to nic takiego... Dzisiaj tak nie robię. Doskonale wiem, że jestem rozciągnięta i że to nie przypadek, a dziesiątki ciężko przepracowanych godzin, hektolitry potu i całe dnie z zakwasami, bólem i drżeniem mięśni. Setki powtórzeń tych samych ćwiczeń, niejednokrotnie wykonywanych ostatkiem sił...
Dużo czasu zajęło mi zbudowanie pewności siebie i odnalezienie swojej wartości. Nie było łatwo, bo przecież w naszym społeczeństwie nie wypada się pochwalić. Nie wypada przytaknąć, gdy ktoś mówi Ci, że ładnie wyglądasz. Lepiej rzucić niepewne "dzięki" i powiedzieć, że to stara sukienka. Już dziurawa i poplamiona, a w ogóle to kupiona na wyprzedaży albo po starszej siostrze...
Jakoś tak się utarło, że nie lubimy osób, które mają większą pewność siebie niż my. Dzisiaj staję przeciwko temu i apeluję, żeby ludzie przestali zaniżać swoje osiągnięcia. To, że kolokwium napisałaś na piątkę, to nie przypadek, a fakt, że solidnie się nauczyłaś. To, że masz świetne ciało, to zasługa samozaparcia i godzin spędzonych na siłowni. To, że znasz swoją wartość i nie wstydzisz się tego, to Twój atut!
Pierwszy rok na studiach był dla mnie mega intensywny. Zaangażowałam się w pracę w Samorządzie Uczelnianym i tam dostałam lekcję życia. Mnóstwo ludzi, którym się CHCE. Pewnych siebie, kreatywnych i wiedzących co chcą osiągnąć. A nawet, gdy nie wiedzieli co chcą robić w przyszłości, wiedzieli co chcą robić teraz. Byli ZAANGAŻOWANI w swoją pracę i na każdym kroku było widać, że lubią to, co robią. Nie było wyjścia, w takim towarzystwie nie można być szarą myszką, bo szybko zginiesz w tłumie i otoczenie Cię przytłoczy. I tak zaczęłam pokonywać strach przed byciem kimś, kto się wyróżnia. Zaczęłam jeździć na targi promocyjne, gdzie sama na scenie występowałam przed dziesiątkami obcych ludzi. Zaczęłam zabierać publicznie głos, otwarcie wyrażać swoje zdanie i wierzyć, że mogę zrobić COŚ DUŻEGO. Założyłam pierwszą w historii mojej uczelni drużynę cheerleaderek (sama!). Byłam zaskoczona, jak wiele dziewczyn przychodziło do mnie tańczyć. Robiłam treningi na świeżym powietrzu, kiedy pół miasteczka akademickiego przyglądało nam się z zaciekawieniem. Organizowałam i koordynowałam naprawdę duże imprezy, o których kiedyś nawet bym nie śniła... To dawało fantastycznie dużo motywacji do działania i przyjemnie łaskotało uśpioną pewność siebie: dajesz radę!, potrafisz!, możesz więcej!
Nie chodzi o to, że chcę się pochwalić, jaka to jestem hop, do przodu!. Chcę pokazać, że nawet z cichej, niepozornej dziewczyny można wyciągnąć ogromne pokłady możliwości, odkryć ukryty potencjał i wydobyć to, co najlepsze.
Nie bój się reakcji otoczenia. Jedna czy dwie osoby, którym to się nie spodoba nie mają żadnego znaczenia. Pomyśl o tych, których możesz zainspirować i którym możesz pomóc. Pomyśl o tym, jak wspaniale jest usłyszeć słowa podziwiam Cię! trzymam za Ciebie kciuki! wiem, że sobie z tym poradzisz! - kiedy usłyszałam to od swojej koleżanki (którą sama w pewnym stopniu podziwiałam) prawie miałam łzy w oczach!
Dzisiaj znam zarówno swoje mocne, jak i słabe strony. Wiem, że świetnie parkuję, ale na ulicy czasem zdarza mi się zrobić coś głupiego. Wiem, że potrafię kierować grupą, ale czasem mam problem, żeby dostosować się do czyichś wymagań. Jestem troskliwa i opiekuńcza, ale jednocześnie za bardzo pyskata. Kocham, ale jestem zazdrosna bardziej, niż bym tego chciała.
I cały czas wierzę, że kiedyś zmienię świat!

____________________

Spodobał Ci się post? Obserwuj mnie na Facebooku, Bloglovin i Instagramie
   photo eb6c52ee-49d5-4502-931c-b172004e37d9_zps95768ea8.png photo 2e589100-882d-4dc1-8f0a-506fabf2170c_zpsf92bc34c.png photo 95de5575-1741-4270-ae6e-0453807dd415_zps617a52c0.png

26 stycznia 2015

Dzień, który zmienił moje życie


Chyba jestem jedną z tych, co to "kochają za bardzo". Wiecie, co tylko się nie wydarzy myślę od razu o Nim. Budzę się i chcę Mu opowiedzieć co mi się śniło. Jestem na uczelni i od razu chcę powtórzyć Mu to, co mi powiedziała pani z dziekanatu. Jestem na treningu i już chciałabym przekazać, że stłukłam kolano albo udało mi się zrobić więcej powtórzeń niż tydzień temu. Tak jak teraz, gdy to piszę. Zamiast wracać po treningu do domu pojechałam na stadion, żeby popatrzeć jak gra mecz. Krople deszczu rozmazują mi litery w zeszycie, jest mi zimno i bolą mnie nogi po ćwiczeniach, ale dalej stoję i myślę o tym, że w tych cienkich dresach musi Mu być zimno. A ja bardzo nie chcę, żeby było Mu zimno,
I myślę jeszcze o tym, że jestem szczęściarą.
A zaczęło się niepozornie. Jakiś turniej, ja - organizator, On - zawodnik. Wymiana "służbowych" informacji, a na drugi dzień wiadomość na Fejsie. Kilka dni później mieliśmy się spotkać, a ja zastanawiałam się dlaczego w ogóle się zgodziłam; jak to będzie; o czym będziemy rozmawiać i martwiłam się, że pierwszy nocny do domu mam dopiero o 00:30 - co my będziemy robić do tej godziny?! Przyjaciółka próbowała mnie uspokajać, że wszystko będzie dobrze, że może to fajny chłopak, że może akurat coś z tego będzie, ale mi ciężko było to wszystko poskładać. Do tej pory raczej unikałam takich prawdziwych randek. Owszem, wolałam towarzystwo chłopaków, ale jako kolegów. Bałam się tej chemii, napięcia czy niedopowiedzeń w stylu to już oficjalne czy jeszcze nie? Wolałam nie zaprzątać sobie tym głowy, tak było łatwiej.
Ale tym razem się zgodziłam. Cały czas pamiętam, jak chodziłam bez celu po pokoju, który dzisiaj jest naszą sypialnią, kiedy rozbrzmiała znajoma melodyjka. Moi znajomi wiedzą, że nie lubię rozmawiać przez telefon, ale D. wtedy jeszcze nie wiedział. Odebrałam, a w słuchawce odezwał się NAJRADOŚNIEJSZY głos, jaki w życiu słyszałam! Na tę chwilę cały stres odleciał gdzieś daleko...
Dalej było już bajkowo. Spotkaliśmy się, usiedliśmy i zaczęliśmy rozmawiać, rozmawiać, rozmawiać... Po 24 wiedzieliśmy, że zaraz trzeba zbierać się na przystanek, jednak ja zachowałam się jak typowa blondynka i jestem przekonana, że D. pomyślał wtedy, że zrobiłam to specjalnie. Zawsze jeździłam do domu z innego przystanku i zupełnie zapomniałam, że w tym miejscu, gdzie  tego dnia siedzieliśmy autobus odjeżdża kilka minut wcześniej... Takim sposobem utknęliśmy ze sobą na kolejne dwie godziny, aż do przyjazdu następnego autobusu. Niesamowite było to, że wcale nam to nie przeszkadzało i dalej rozmawialiśmy, jakbyśmy się znali od zawsze.
Tego wieczoru/nocy przegadaliśmy jakieś 6 godzin. Później oboje wpadliśmy po uszy.
Chociaż od tamtej pory moje życie wywróciło się do góry nogami, spokojnie mogę powiedzieć, że to był najwspanialszy dzień w moim życiu.


____________________

Spodobał Ci się post? Obserwuj mnie na Facebooku, Bloglovin i Instagramie
   photo eb6c52ee-49d5-4502-931c-b172004e37d9_zps95768ea8.png photo 2e589100-882d-4dc1-8f0a-506fabf2170c_zpsf92bc34c.png photo 95de5575-1741-4270-ae6e-0453807dd415_zps617a52c0.png

21 stycznia 2015

Mój sposób na... SESJĘ


Studenci już wiedzą... Nadchodzi sesja i tak naprawdę to już ostatni dzwonek, żeby jako tako się ogarnąć i spróbować uniknąć nieprzyjemności związanych z poprawkami (chociaż znam też takich, którym poprawki dodają powera i czekają na ten dreszczyk adrenaliny ;)). To moja kolejna sesja, ale pierwsza podczas której czuję się w miarę pewnie i wiem, że już potrafię się uczyć. Tak, tak Kochani - nauki też trzeba się nauczyć. Aż do liceum tego nie potrafiłam i czasem zastanawiam się, jak udało mi się przetrwać te wszystkie lata szkoły. Nie ukrywam, że moja kariera studentki jest usłana różami, też zdarzają mi się wpadki, ale teraz zawsze wiem, gdzie popełniłam błąd.
Poniżej przedstawiam Wam kilka rzeczy, które pomagają mi podczas nauki. Zapraszam!
  • Wspomagacze - około tydzień (czasem mniej) przed większym zaliczeniem wspomagam organizm czymś, co ma podkręcić pamięć i koncentrację. W moim wypadku jest to Plusz Active i nie wiem ile w tym rzeczywistego działania, a ile efektu placebo, ale czuję się po tym lepiej i mam wrażenie, że nauka łatwiej mi idzie.
  • Materiały - albo prowadzisz własne notatki i ten punkt masz już z głowy, albo masz dobre koleżanki, które udostępnią Ci swoje. W moim przypadku jest różnie i z tego miejsca pozdrawiam najlepsze koleżanki, które zawsze mi pomagają! (Dzięki Ola! :)). Najlepiej zebrać i uporządkować materiały wcześniej, to zawsze dodaje mi trochę pewności siebie przed zaliczeniem :D
  • Zakreślacze/kolorowe karteczki - białe kartki mnie nużą i szybko się dekoncentruję, dlatego obklejam je karteczkami indeksującymi albo zaznaczam najważniejsze fragmenty zakreślaczami. Zawsze też zaczynam naukę od tych kolorowych fragmentów, dopiero potem zabieram się za resztę.
  • Cisza - wyrosłam z "nauki przy muzyce". Nie ma czegoś takiego i dzisiaj mogę powiedzieć, że była to głupia wymówka dla rodziców. Gdy jestem sama i wokół panuje cisza łatwiej jest mi się skupić i nic mnie nie rozprasza. W dodatku wtedy mogę zastosować jeszcze jeden, jak się kiedyś okazało - kluczowy, punkt...
  • Mówienie na głos - kiedy tylko mogę uczę się na głos. Czytam, potem powtarzam, mówię tak, jakbym chciała komuś wytłumaczyć dane zagadnienie. Kiedyś w to nie wierzyłam, ale to rzeczywiście pomaga! Fajnie, kiedy mogę uczyć się z kimś innym i nie mówić do ściany, a tłumaczyć żywej, zainteresowanej osobie :D
To wszystkie triki, jakie stosuję przed egzaminami. Nie lubię uczyć się na pamięć, dlatego najłatwiej idzie mi, gdy "rozmawiam ze sobą". Mam nadzieję, że skorzystacie na moich wskazówkach i w tym roku sesja nie będzie Wam (Nam) straszna. Dajcie znać, jeśli macie swoje sprawdzone sposoby na skuteczną naukę!

19 stycznia 2015

Rozchmurz się! - 5 sposobów na lepszy nastrój


Pogoda za oknem coraz częściej płata nam figle. Kilka dni temu, gdy wyszło piękne słońce poczułam pierwszy wiosenny powiew powietrza... Co roku, gdy zbliża się wiosna czuję znaczną różnicę w otoczeniu. Nawet autobusy jeżdżą dla mnie trochę inaczej niż zimą ;) Nie chcę jednak zapeszać i wywoływać wilka z lasu, dlatego nic więcej o tej pięknej porze roku nie mówię. Na razie.
Ostatnio było poważnie i ciężko, dlatego dzisiaj chciałabym podsunąć Wam coś lekkiego i przyjemnego. W sam raz na odkopanie się z zimowego snu, oczyszczenie myśli i przygotowanie na lepsze (cieplejsze) czasy. Powoli wydłużające się dni zaczynają mi sprzyjać i odczuwam napływającą energię. W głowie pojawia się coraz więcej różnych pomysłów i wraca pewność siebie i zdecydowanie w działaniu. Mam nadzieję, że będzie coraz lepiej, ale zanim wiosenna aura na dobre się u nas rozgości, przedstawiam Wam kilka pomysłów na szybkie rozchmurzenie się i odnalezienie radości w drobnych rzeczach.
  1. Jednoosobowe piżama party - żeby nie było, uwielbiam wszystkie wieczory spędzone z D., ale te pojedyncze dni, kiedy mogę pobyć sama ze sobą też są wyjątkowe. Kupuję wtedy paczkę chipsów i colę, włączam TV i gram w Heroes'y. Nie robię nic produktywnego ani pożytecznego, ale oczyszczam umysł, ładuję baterie i myślę co dalej. Dzięki temu mam trochę więcej energii i trochę mniej pretensji do świata ;)
  2. Kąpiel w pianie - zależnie od ilości wolnego czasu stosuję zamiennie z piżama party. Do wanny wlewam (zawsze za dużo) pachnący płyn do kąpieli, zabieram kolorowy magazyn i leżę. Długo nie wytrzymam, ale w tym czasie stosuję też maski, peelingi i inne cuda-niewidy.
  3. Ciężki trening - odkąd wróciłam do tańca, czuję niekończącą się ekscytację na myśl o kolejnym treningu. Ledwo się ruszam, ponieważ zakwasy po każdej takiej sesji dają się we znaki, jednak niesamowicie się cieszę, że w końcu jest ktoś, kto stoi nade mną i mi KARZE. Dodatkowo działa fakt, że jestem nowa w grupie, więc daję z siebie 150%, żeby pokazać co potrafię. Tak, to jest to, czego mi najbardziej brakowało!
  4. Porządki - nie mam na myśli zamiatania i odkurzania, a raczej poukładanie papierów, książek czy pousuwanie zbędnych plików na komputerze. Takie czystki zawsze działają na mój umysł oczyszczająco i pobudzająco. Kiedy mam jakiś problem albo nie mogę się skupić na tym, na czym powinnam czepiam się Facebooka, zakładek, ikonek na pulpicie albo ubrań, w których od dawna nie chodzę.
  5. Spotkanie z (inspirującymi) znajomymi - lubię spotkania z ludźmi, którzy COŚ robią. Takie osoby mniej narzekają, za to mogą naładować nas energią do działania. Przebywanie z osobami, którzy mają trochę więcej ambicji niż najebać się w weekned, to świetny sposób na stworzenie czegoś nowego, kreatywnego i pięknego. I to na pewno nie jest stracony czas!
Sposobów na lepszy nastrój jest mnóstwo. Dzisiaj wybrałam te, które pierwsze wpadły mi do głowy, ale dają też najwięcej pozytywnej energii. Mam nadzieję, że coś z tych rzeczy wypróbujecie i dla Was również okaże się skuteczne i koniecznie dajcie znać, co Wam daje pozytywnego kopa!

16 stycznia 2015

Gdybym mogła zmienić JEDNĄ rzecz na świecie...


Nie zliczę, ile razy w ostatnim czasie usłyszałam od bliskich „kiedyś byłaś inna”. Od mamy, chłopaka, babci, teściowej, psa, a nawet od własnej fryzjerki. Byłam inna, owszem. Każdy się zmienia, ponieważ zmieniają się nasze problemy i priorytety. Stajemy się starsi i każdego dnia doświadczamy nowych rzeczy. Codziennie życie stawia przed nami kolejne wyzwania, którym nie zawsze udaje nam się podołać. Tak było ze mną. Z dnia na dzień cały mój świat wywrócił się do góry nogami i jeszcze wymagacie, żebym była tą samą dziewczyną co rok temu?
Kochani, to tak nie działa. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że to nie był koniec świata i dużo dziewczyn jest w podobnej, a nawet gorszej sytuacji. Wiem, że mam więcej szczęścia niż rozumu, ale to nie znaczy, że muszę się ze wszystkiego cieszyć i nie mam prawa być smutna czy przygnębiona. Jedni są bardziej odporni psychicznie, a drudzy mniej. Jednym jest łatwiej pozbierać się do kupy, a innym trudniej. Są sytuacje, których nie można porównywać między sobą, bo ludzie kryją przeróżne tajemnice. Skąd wiecie, czy ta młoda dziewczyna, która idzie z wózkiem, puściła się czy została zgwałcona? Skąd wiecie, czy tamta piątka z egzaminu była po prostu szczęściem czy okupiona nieprzespanymi nocami tydzień wcześniej? Skąd wiecie, czy ten uśmiech na twarzy jest prawdziwy, czy nie sprawia komuś największego bólu w życiu? Nie macie pojęcia, co oni przeszli i nie macie prawa oceniać innych ludzi…
Gdybym miała taką moc, żeby zmienić coś na świecie, stałabym przed ogromnym dylematem, na co się zdecydować. Może zakończyć wszystkie walki? Nakarmić głodne dzieci? Wiem! Chciałabym, żeby wszyscy ludzie byli szczęśliwi! Albo może zapewnić wszystkim dostęp do nauki? Medycyny? Wody? To wszystko to bardzo ważne sprawy. Każdego dnia ludzie na całym świecie umierają z głodu albo zapadają na straszliwe choroby, o których my, w Polsce (na szczęście), nawet nie słyszeliśmy. Ale dzisiaj mam inny pomysł. Gdybym tylko mogła zmienić coś na świecie, chciałabym, aby ludzie przestali być dla siebie tacy okrutni. Nie mogę znieść tego, jacy jesteśmy powierzchowni i jak łatwo przychodzi nam ocenić drugiego człowieka na podstawie własnego, często błędnego, widzimisię. Nie potrafię patrzeć, jak robimy krzywdę innym ludziom, wyśmiewając się z nich i wpędzając w depresję. Również tak często traktowaną prześmiewczo…
Tak. To jest to, czego naprawdę pragnę – aby ludzie nie cierpieli już więcej na depresję. To straszne, jak bezwzględni potrafimy być wtedy sami dla siebie, jakie figle płata nam własny umysł i jak bardzo nas wtedy pogrąża. To straszne, że tak bardzo pragniemy wtedy zmiany, powrotu do normalności i tak bardzo nie potrafimy przyjąć pomocy od życzliwych nam ludzi. To przerażające, że każdego dnia krzywdzimy naszych bliskich, tych których kochamy najmocniej na świecie i nie potrafimy nad tym zapanować…
Zapomnienie, czym jest depresja – to moje największe marzenie dla wszystkich ludzi na świecie.

9 stycznia 2015

2015, please be good to me!


Jak zwykle spóźniona i dawno w tyle za innymi, ale witam Was w nowym roku! Życzenia już składałam, dlatego żeby się nie powtarzać powiem tylko: spełnienia marzeń!
To dla mnie bardzo ważne, ponieważ marzenia są w pewnym stopniu sensem mojego życia. Odkąd pamiętam, wyobrażałam sobie jak będzie wyglądało moje życie, z kim będę się spotykać, co będę robić i "co by było gdyby...". Nie powiem, do tej pory obrywam po dupie (na własne życzenie) dalej tkwiąc w tych wyobrażeniach, ale też dużo rzeczy po prostu się udało, kiedy tylko spróbowałam przenieść sen na jawę.
Chciałam napisać klasyczne podsumowanie 2014 roku, ale całość mogłabym zawrzeć w jednym zdaniu: w styczniu byłam w ciąży, w lutym i marcu w szpitalu, przez resztę roku próbowałam odnaleźć się w chaosie, jaki wkroczył do mojego życia. Koniec.

Chcę za to napisać o moich noworocznych postanowieniach.
Jakiś czas temu porzuciłam ten zwyczaj, ponieważ przestałam wierzyć w jego powodzenie. Co roku lista wyglądała tak samo i co roku denerwowałam się, że znowu nic mi się nie udało. Zupełnie inaczej było, gdy gdzieś tam istniała bezterminowa lista marzeń, z której po prostu mogłam wykreślać kolejne punkty, gdy udało mi się coś osiągnąć. Dlaczego w tym roku zmieniłam zdanie? Może wciągnął mnie wir blogowych wpisów. Może łatwiej jest zabrać się za coś, co jest spisane. Może łatwiej jest to osiągnąć, gdy ktoś o tym wie i w każdej chwili może sprawdzić nasze postępy. A może potrzebuję dodatkowego kopa, by każdego dnia pamiętać o swoich priorytetach.
W tym roku postawiłam na poprawę jakości życia. Już nie chcę chwilowych sukcesów i jednorazowych zachwytów innych ludzi. Tym razem chcę zmian, które zostaną ze mną dłużej i wniosą coś istotnego do mojego życia.
Co chcę zmienić?
Im więcej czytam o sztuce minimalizmu, tym bardziej do mnie przemawia. Lubię przestronne pomieszczenia, niezagracone, przemyślane. W tym roku chcę skupić się na świadomym kupowaniu i ograniczeniu niepotrzebnych przedmiotów. Wiąże się to również ze znalezieniem własnego stylu i wyeliminowaniu problemu "nie mam się w co ubrać". Od dawna nad tym pracuję i jest coraz lepiej.
Poza przestrzenią chcę uporządkować swoje życie. 2014 rok był naprawdę szalony. Były dobre i złe chwile i szczególnie te drugie uświadomiły mi, że coś tu nie gra. Nie potrzebuję bezwartościowych znajomości opartych na imprezach do upadłego ani bezsensownej paplaniny o niczym. Wolę mieć mniej bliskich osób, ale takich, na których naprawdę mogę polegać oraz wolę milczeć, kiedy nie mam nic mądrego do powiedzenia.
Aby 2015 rok był jeszcze lepszy, dla mnie i dla moich bliskich, chcę też więcej się uśmiechać. Chcę skupić się na ważnych sprawach - takich, które mają znaczenie i przestać martwić się na zapas czymś, czego i tak nie mogę zmienić. Za dużo razy usłyszałam, że "kiedyś byłam weselsza i więcej się śmiałam", żeby nadal robić taką przykrość osobom, na których naprawdę mi zależy.
To są najważniejsze sprawy nie tylko na nowy rok, ale na "nowe życie". Jednak jak to baba nie uniknę gadki o uprawianiu sportu (liczy się! wróciłam do tańca, a Pan nie-Mąż kupił mi buty do biegania, spryciula!) czy zdrowym odżywianiu (razem z PnM jesteśmy w trakcie ustalania sensownych zasad żywienia).
Trzymam kciuki, że za rok będziemy przybijać piątki patrząc na dzisiejsze postanowienia!