26 stycznia 2015

Dzień, który zmienił moje życie


Chyba jestem jedną z tych, co to "kochają za bardzo". Wiecie, co tylko się nie wydarzy myślę od razu o Nim. Budzę się i chcę Mu opowiedzieć co mi się śniło. Jestem na uczelni i od razu chcę powtórzyć Mu to, co mi powiedziała pani z dziekanatu. Jestem na treningu i już chciałabym przekazać, że stłukłam kolano albo udało mi się zrobić więcej powtórzeń niż tydzień temu. Tak jak teraz, gdy to piszę. Zamiast wracać po treningu do domu pojechałam na stadion, żeby popatrzeć jak gra mecz. Krople deszczu rozmazują mi litery w zeszycie, jest mi zimno i bolą mnie nogi po ćwiczeniach, ale dalej stoję i myślę o tym, że w tych cienkich dresach musi Mu być zimno. A ja bardzo nie chcę, żeby było Mu zimno,
I myślę jeszcze o tym, że jestem szczęściarą.
A zaczęło się niepozornie. Jakiś turniej, ja - organizator, On - zawodnik. Wymiana "służbowych" informacji, a na drugi dzień wiadomość na Fejsie. Kilka dni później mieliśmy się spotkać, a ja zastanawiałam się dlaczego w ogóle się zgodziłam; jak to będzie; o czym będziemy rozmawiać i martwiłam się, że pierwszy nocny do domu mam dopiero o 00:30 - co my będziemy robić do tej godziny?! Przyjaciółka próbowała mnie uspokajać, że wszystko będzie dobrze, że może to fajny chłopak, że może akurat coś z tego będzie, ale mi ciężko było to wszystko poskładać. Do tej pory raczej unikałam takich prawdziwych randek. Owszem, wolałam towarzystwo chłopaków, ale jako kolegów. Bałam się tej chemii, napięcia czy niedopowiedzeń w stylu to już oficjalne czy jeszcze nie? Wolałam nie zaprzątać sobie tym głowy, tak było łatwiej.
Ale tym razem się zgodziłam. Cały czas pamiętam, jak chodziłam bez celu po pokoju, który dzisiaj jest naszą sypialnią, kiedy rozbrzmiała znajoma melodyjka. Moi znajomi wiedzą, że nie lubię rozmawiać przez telefon, ale D. wtedy jeszcze nie wiedział. Odebrałam, a w słuchawce odezwał się NAJRADOŚNIEJSZY głos, jaki w życiu słyszałam! Na tę chwilę cały stres odleciał gdzieś daleko...
Dalej było już bajkowo. Spotkaliśmy się, usiedliśmy i zaczęliśmy rozmawiać, rozmawiać, rozmawiać... Po 24 wiedzieliśmy, że zaraz trzeba zbierać się na przystanek, jednak ja zachowałam się jak typowa blondynka i jestem przekonana, że D. pomyślał wtedy, że zrobiłam to specjalnie. Zawsze jeździłam do domu z innego przystanku i zupełnie zapomniałam, że w tym miejscu, gdzie  tego dnia siedzieliśmy autobus odjeżdża kilka minut wcześniej... Takim sposobem utknęliśmy ze sobą na kolejne dwie godziny, aż do przyjazdu następnego autobusu. Niesamowite było to, że wcale nam to nie przeszkadzało i dalej rozmawialiśmy, jakbyśmy się znali od zawsze.
Tego wieczoru/nocy przegadaliśmy jakieś 6 godzin. Później oboje wpadliśmy po uszy.
Chociaż od tamtej pory moje życie wywróciło się do góry nogami, spokojnie mogę powiedzieć, że to był najwspanialszy dzień w moim życiu.


____________________

Spodobał Ci się post? Obserwuj mnie na Facebooku, Bloglovin i Instagramie
   photo eb6c52ee-49d5-4502-931c-b172004e37d9_zps95768ea8.png photo 2e589100-882d-4dc1-8f0a-506fabf2170c_zpsf92bc34c.png photo 95de5575-1741-4270-ae6e-0453807dd415_zps617a52c0.png

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz