30 sierpnia 2015

Studencka wyprawka, czyli bez czego nie obejdzie się porządna studentka


Każdy ma jakiegoś fioła. Jestem o tym przekonana i jeśli ktoś uważa inaczej, to zwyczajnie musi kłamać. Jedni po cichu zajadają słodycze, inni w ekspresowym tempie pochłaniają książki, jeszcze inni nie zasną, jeśli w łazience postawią szampon w innym miejscu niż zwykle. Ja, oprócz wielu innych dziwactw, o których dzisiaj nie będę mówić, nałogowo kupuję artykuły biurowe i piśmiennicze. Tak, mowa o ładnych zeszytach, kolorowych karteczkach, naklejkach, których prawie nigdy nie używam, bo mi ich szkoda (głupia ja!), neonowych długopisach i zakreślaczach. Do tego dochodzą kalendarze, magnesy, zakładki do książek i ładne teczki na dokumenty... Jakiś czas temu kupiłam kolorowanki dla dorosłych, wtedy szukałam też ładnych kredek i flamastrów. Nie jakichś pierwszych lepszych, co to, to nie.

Odkąd pamiętam koniec wakacji kojarzył mi się z zakupowym szaleństwem, ale bardziej od nowych butów na jesień cieszyły mnie nowe przybory do szkoły. Nawet tydzień przed rozpoczęciem roku szkolnego, kiedy inni dopiero kompletowali wyprawkę, ja już potrafiłam starannie dobierać zeszyty do konkretnych przedmiotów, potem oprawiać je w nowe okładki i pięknie podpisywać. Myślałam, że z tego się wyrasta, ale jak się ostatnio przekonałam - jednak nie.

Poniżej przedstawiam spis, czego potrzebuje studentka wrażliwa na piękno, poukładana i chcąca cieszyć oko przez cały rok akademicki. Studentów omijam celowo, ponieważ z moich obserwacji wynika, że płeć męska w większości zadowala się zeszytem z przypadkową okładką, a czasem nawet zwykłą kartką wyrwaną z jakiegoś notesu od koleżanki. Tej samej, od której zaraz pożyczą jeszcze długopis, bo też jakoś zapomnieli, a poprzedni zgubili.
  • kalendarz szkolny - bardzo ważny element studenckiej wyprawki. Miejsce idealne do zapisania dat kolokwiów, zaliczeń, egzaminów oraz, bardzo pożądanych, dni wolnych od uczelni. W jednym miejscu możemy mieć plan zajęć, harmonogram sesji, wizyty u lekarza i wszystko, o czym tylko mamy w zwyczaju zapominać. Ja dodatkowo zawsze na pierwszej stronie mam przyklejone samoprzylepne kolorowe karteczki, na których zapisuję mniej ważne lub ruchome zadania, np. pranie, listę zakupów, telefon do fryzjera, i umieszczam przy konkretnych dniach tygodnia. Kalendarz zabieram ze sobą wszędzie, więc staram się też nosić przy nim długopis, aby w każdej chwili moc zapisać coś ważnego. No i musi być ładny i przejrzysty, tak po prostu, żeby było miło go używać. I żeby dobrze wyglądał na Instagramie ;)
  • zeszyty - do prowadzenia notatek z zajęć, wiadomo. Do tego celu mam zazwyczaj jeden egzemplarz, raczej duży, ale niekoniecznie z kolorowymi zakładkami. Mimo wszystko spisuje się on całkiem nieźle i nie narzekam na bałagan w notatkach, nie gubię się i nie mam problemu z odnalezieniem interesującego mnie tematu. Ale, ale... Oczywiście, że kupuję więcej zeszytów niż rzeczywiście używam na uczelni. Czasem jakiś ląduje w torebce na własne notatki, kiedy akurat MUSZĘ coś zapisać w TEJ chwili, czasem wydzielam jeden na zapiski domowe, jak lista zakupów czy domowy budżet, a czasem trzymam je zamknięte w szafce i po prostu od czasu do czasu zerkam i oglądam, jakie są ładne ;)

  • kolorowe długopisy, zakreślacze - uwielbiam pisać kolorowymi długopisami. Kiedyś miałam nawet taki okres, że w szkolnych zeszytach pisałam tylko na kolorowo. Zupełnie nie rozumiem dlaczego nauczycielom zawsze to przeszkadzało. W każdym razie, kolorowe cienkopisy przydadzą się, żeby podkreślić coś ważnego albo zapisać datę zaliczenia, żeby jakoś się wyróżniała. Zakreślaczy używam przede wszystkim w sesji, kiedy zaznaczam najważniejsze fragmenty. Ewentualnie, żeby zaznaczyć nazwę przedmiotu, z jakiego właśnie robię notatki w moim zeszycie do wszystkiego ;)
  • kolorowe karteczki (samoprzylepne, indeksujące, kostka biurowa) - tychże Ci u mnie dostatek. Samoprzylepnych używam najczęściej przy kalendarzu - tak jak pisałam, przyklejam je przy konkretnych dniach tygodnia i wpisuję na nich roboczą listę "to do" albo ruchome wydarzenia, co do których nie jestem pewna (nie lubię kreślić w kalendarzu, więc jeśli coś się zmieniło w moich planach zmieniam karteczki ;))
  • długopis Frixion - kojarzycie te wymazywalne długopisy? Piszecie coś, potem pocieracie gumką na drugim końcu długopisu i już możecie poprawić błąd? W czasie mojej kariery studenckiej kilka razy był naprawdę przydatny, dlatego teraz staram się mieć jeden egzemplarz przy sobie. Poza tym, jak już mówiłam, nie lubię kreślić, więc używam go nie tylko do pisania egzaminów, ale również do wypełniania krzyżówek lub sudoku ;)

  • magnesy - kiedyś sprawowały na mojej lodówce jedynie funkcję ozdobną, ale odkąd jestem Początkującą Panią Domu pełnią też rolę, do jakiej zostały stworzone, czyli przytrzymują fruwające karteczki. Na lodówce mam plan zajęć, kawałek kalendarza, listę zakupów czy tygodniowe menu. Coraz częściej doceniam lodówkę jako przestrzeń do zostawiania ważnych wiadomości, więc magnesy są teraz niezbędne
  • naklejki - okej, to wcale nie jest nic priorytetowego na liście z wyprawką szkolną czy studencką. Właściwie mimo że co roku kupuję nowe egzemplarze, stare leżą prawie nienaruszone. Wszystko przez to, że są takie ładne, że szkoda mi ich używać. Wolę cieszyć oko na papierku, niż na przykład w zeszycie czy kalendarzu. Spokojnie! Walczę z tym i coraz częściej moje śliczne kolorowe naklejki zdobią moje notatki
  • spinacze/zakładki do książek - te ptaszki ze zdjęcia wyżej to efekt uboczny wyprzedaży w Home & You. Od jakiegoś czasu rozglądałam się za ładnymi zakładkami do książek - nie lubiłam tego, że każda z moich poprzednich zakładek była z innej parafii, a te wydały się takie słodkie i urocze, że od razu się na nie zdecydowałam. Mimo że czytam mało papierowych książek, częściej korzystam z ebooków, to spinacze w wersji zakładek działają całkiem nieźle. Radość z otwierania książki +10 :)


Martwi Was ilość opisanych przeze mnie artykułów? D. też tego nie rozumie ;)
Bez obaw, studia można przeżyć z jednym długopisem i kartką wyrwaną z zeszytu koleżanki. Cóż, ja byłabym chyba chora, gdybym ominęłam powakacyjny szał zakupów papierniczych ;)

A Wy? Jak przygotowujecie się do nowego roku szkolnego?

____________________ 

 Spodobał Ci się post? 

 Obserwuj mnie na Facebooku, Bloglovin i Instagramie 

   photo eb6c52ee-49d5-4502-931c-b172004e37d9_zps95768ea8.png photo 2e589100-882d-4dc1-8f0a-506fabf2170c_zpsf92bc34c.png photo 95de5575-1741-4270-ae6e-0453807dd415_zps617a52c0.png

25 sierpnia 2015

Życie #2


Ale mi teraz wstyd! Nawet nie sprawdzam kiedy ostatnio opublikowałam nowy tekst, bo chyba się zapadnę pod ziemię... Za każdym razem, kiedy myślę, że już ogarnęłam życie i będę mogła regularnie się odzywać coś staje mi na przeszkodzie. A jak wiadomo, im dłuższa przerwa, tym ciężej wrócić.

PRZEPROWADZKA

Usprawiedliwienia zacznę może od tego, że podczas moich wakacji nad morzem zapadła decyzja o przeprowadzce na swoje. Niby rozmawialiśmy na ten temat kilka razy, ale nie sądziłam, że szybko nastąpią jakieś zmiany. O jakże się myliłam! Od podjęcia ostatecznej decyzji, że to już czas do momentu wprowadzenia się przez nas do nowego mieszkania minęły jakieś 3 tygodnie. 3 tygodnie przeglądania ofert w Internecie, oglądania mieszkań na żywo, pakowania, rozpakowywania, robienia zakupów i sprzątania. Niby nic takiego, ale byłam tym tak wykończona, że przez kilka pierwszych dni "po wszystkim" i tak nie mogłam się pozbierać do kupy. Teraz mam nadzieję, że wrócę do normalnego życia. Chyba, że Ukochany znowu coś wymyśli. No nie wiem, może rok z plecakiem w amazońskiej dżungli albo lot w kosmos...? Oby nie ;)
Ale cóż, jedno muszę przyznać: decyzja była naprawdę trafiona! Nie ma lekko, to fakt. Jako początkująca Pani Domu na pewno nie mogę narzekać na brak zajęć. Ciągle chodzę i sprzątam: zbieram zabawki, wycieram blaty, zamiatam, znowu zbieram zabawki, jeszcze trochę przecieram blaty (skąd tam się bierze tyle okruszków?!), zmywam naczynia i szukam zaginionych sprzętów kuchennych, które Mała Ala postanowiła wyciągnąć z szuflady i przełożyć gdzieś indziej... Właściwie szukam też innych rzeczy, bo już kilka razy odkryłam grzechotki na półce z garnkami, klucze w szufladzie z pościelą albo telefon w szufladzie z przyprawami...
Prawie zapomniałam! Ciągle robię też listę brakujących rzeczy do mieszkania. Na każdym kroku okazuje się, że niby już wszystkie podstawowe łyżki, noże, miski i patelnie mamy, a jednak brakuje tej jednej do nakładania ziemniaków. Albo czegoś do przekręcania kotletów na drugą stronę. Albo takiego krzyżyka, żeby postawić mały garnek na kuchence. Albo wiaderka. I jeszcze jednego stołka w kuchni. Koszyczka na drobiazgi. Deski do prasowania. Pojemnika na jajka w lodówce. Jakichś salaterek czy pucharków na deser. Filiżanki. Spodeczka. Przykrywki. I miliona innych rzeczy - urządzenie się praktycznie od zera to jednak ciężka i kosztowna praca ;)
Swoją drogą, jeśli komuś zależy, żeby D. nie umarł z głodu chętnie przyjmę kilka prostych i szybkich przepisów obiadowych. Najważniejszym zadaniem jakie przede mną postawiono to nauka gotowania! Co prawda do tej pory nie zaliczyłam większej wpadki, nie musieliśmy też w ostatniej chwili zamawiać pizzy na obiad, ale zawsze warto mieć jakieś koło ratunkowe pod ręką ;)

KONIEC WAKACJI

No dobra, do końca wakacji został jeszcze nieco ponad miesiąc, ale myślę, że zanim się obejrzę już będę w drodze na uczelnię. Zupełnie mi to nie przeszkadza i nawet nie mogę się doczekać. Tęsknię za Wami, Mordki! :)
(Gdzie te czasy kiedy każdy się smucił na wieść o powrocie do szkoły?!)

Ciągłe przesiadywanie w domu, mimo wielu zajęć, którym się oddaję, przyprawia mnie o lekkie zawroty głowy i poczucie stania w miejscu. Chętnie wypełniłabym swój nowy kalendarz jakimiś zadaniami nieco ważniejszymi niż kupienie ziemniaków i marchewki oraz zrobienie prania. Poza tym wizja pisania pracy dyplomowej (w końcu!) z jednej strony mnie ciekawi i pociąga, oraz daje poczucie, że jednak dokądś zmierzam, a z drugiej trochę niepokoi, bo to jednak koniec jakiegoś etapu. No i obrona. W sensie egzamin. W sensie... Przecież ja nic nie umiem!
Dobra, dobra, żartuję. Na lamenty przyjdzie jeszcze pora. Teraz chcę po prostu wyjść do ludzi, bo jeśli będę spędzać całe dnie tylko z dzieckiem, to niedługo zacznę mówić wierszykami.

"Lata mucha koło ucha,
Lata osa koło nosa,
Lata bąk koło rąk,
Lecą ważki koło paszki...!"

O, na przykład takimi...

____________________ 

 Spodobał Ci się post? 

 Obserwuj mnie na Facebooku, Bloglovin i Instagramie

   photo eb6c52ee-49d5-4502-931c-b172004e37d9_zps95768ea8.png photo 2e589100-882d-4dc1-8f0a-506fabf2170c_zpsf92bc34c.png photo 95de5575-1741-4270-ae6e-0453807dd415_zps617a52c0.png