21 maja 2015

Niezawodne sposoby na kaca


Okej, trzeba się przyznać i nie zgrywać niewiniątka. Każdemu się czasem zdarza popłynąć na imprezie. O ile nie dzieje się tak trzy razy w tygodniu czy obowiązkowo w każdy weeekend, jest nieźle.
Kiedyś, dawno temu, nie miałam pojęcia o co chodzi z tym "syndromem dnia następnego". Co by się nie działo, na drugi dzień zawsze byłam ogarnięta i wszystko było cacy. Niestety, do czasu. Przez okres ciąży skutecznie wypadłam z gry i pierwsze spotkania ze znajomymi przy piwie kończyły się dla mnie mniej więcej na drugiej butelce. Nie to, żebym leżała pijana pod stołem, ale czułam, że na tym należy zakończyć. Nie miałam czasu ani ochoty na regularne imprezy (szczególnie te mocno zakrapiane) i moja głowa już nie wróciła do formy "sprzed ciąży"... Jakież było moje zdziwienie, kiedy po lekkiej imprezie na drugi dzień pękała mi głowa, a żołądek fikał koziołki niczym cheerleaderki kibicujące na meczu.

Kolejny weekend zbliża się wielkimi krokami, postanowiłam więc podzielić się z Wami moimi niezawodnymi sposobami na kaca. Bierzcie i korzystajcie z tego wszyscy!
  • Po przebudzeniu weź szybki, orzeźwiający prysznic.
  • Jak najszybciej wróć do łóżka i idź dalej spać.
  • Śpij do oporu.
  • Nie pij więcej alkoholu.
  • Nie pij więcej alkoholu.
  • Nie pij więcej alkoholu.

Dziękuję za uwagę, bawcie się dobrze!



____________________

 Spodobał Ci się post? 

 Obserwuj mnie na Facebooku, Bloglovin i Instagramie 

   photo eb6c52ee-49d5-4502-931c-b172004e37d9_zps95768ea8.png photo 2e589100-882d-4dc1-8f0a-506fabf2170c_zpsf92bc34c.png photo 95de5575-1741-4270-ae6e-0453807dd415_zps617a52c0.png

19 maja 2015

To jest Twój czas!


Wiesz co jest zabawne? Mimo że wszędzie dookoła trąbi się o motywacji, braniu spraw w swoje ręce i walce o marzenia, ludzie i tak dalej siedzą bezczynnie i czekają na cud.
Zamiast robić coś ze swoim życiem, oglądają w Internecie śmieszne koty i lajkują zdjęcia znajomych, którym się udało. Nikt nie pomyśli o tym, że jemu też może się udać.
Chcę dać Ci trochę motywacji, ale nie w postaci suchych haseł, które zapomina się w ciągu godziny od przeczytania, ale faktów od kogoś, kto przeszedł swoje i coś osiągnął.
W tym roku skończę 22 lata. Właściwie to już niedługo, więc jeśli chcielibyście zrobić mi jakąś niespodziankę to zapiszcie w kalendarzu: 26 czerwca! ;)
Jestem mamą, blogerką, studentką, dziennikarką i cheerleaderką - w dodatku kapitanem i trenerem. Dopiero kiedy znajomi pytają, jak to wszystko ogarniam, dociera do mnie, że faktycznie mam sporo na głowie - to nie jest tylko takie głupie gadanie. Moja doba ma tyle samo godzin co doba innych, a jednak zadziwia mnie kiedy słyszę od kogoś, kto nie robi zupełnie nic poza byciem studentem, że nie ma czasu. Będąc na pierwszym roku studiów musiałam dojeżdżać na uczelnię do innego miasta, chodziłam na zajęcia, udzielałam się w Samorządzie, miałam treningi i regularnie bywałam na imprezach, po których często wracałam do domu o 3 nad ranem, a o 7 znowu wstawałam na uczelnię. W moim słowniku nie było takiego zwrotu jak "nie mam czasu". Po prostu miałam pewne zobowiązania i chciałam od życia więcej, więc musiałam godzić ze sobą wszystko.
Był to czas, kiedy zrozumiałam, że właśnie teraz pracuję na swoje doświadczenie i umiejętności, więc warto się trochę poświęcić. Nie miałam pojęcia co chcę robić w życiu (dzisiaj też tego nie wiem...), dlatego próbowałam nowych rzeczy.
Mimo że okres "przed ciążą" był ciężką pracą, to zrobiłam mnóstwo rzeczy, które dały mi nie tylko cudowne wspomnienia (takie, którymi nie wypada się chwalić, np. jak wypiłam szklankę wódki, oraz takie, o których aż chce się krzyczeć, np. początki znajomości z D), ale i ogrom doświadczenia. W tamtym okresie poznałam też wspaniałych ludzi, którzy szybko stali się dla mnie bliscy niczym starsi bracia (pewnie dlatego, że nie lubię dziewczyn). Zbudowałam swoją pewność siebie, nauczyłam się (prawdziwej!) pracy zespołowej i indywidualnej, dostałam kilka lekcji życia i dzisiaj to ja pomagam innym, którym chce się coś robić.
Wszystko zaczęło się od małej iskierki, małego podmuchu wiatru, który ruszył maszynę. Później już nie było dla mnie żadnych granic.
Kiedy chciałam zostać cheerleaderką, założyłam swój zespół. Pierwszy w historii mojej uczelni.
Kiedy poznałam D. wiedziałam, że nie chcę, żeby to się szybko skończyło. Nie zgrywałam niedostępnej i nie udawałam, że mi nie zależy. To już kolejny rok, kiedy jesteśmy razem szczęśliwi.
Któregoś dnia założyłam (kolejnego!) bloga i po prostu zaczęłam pisać. Wszystkie poprzednie umarły śmiercią naturalną, ale tym razem wiedziałam, że mi się uda.
Innym razem w końcu odważyłam się pokazać bloga znajomym. Okazało się, że podoba im się, jak piszę.
Potem wysłałam zgłoszenie na nabór w uczelnianym miesięczniku. Nie sądziłam, że się dostanę, ale wiedziałam już, że ciekawie piszę. Dzisiaj jestem ich dziennikarką i będę pisać temat numeru na kolejny miesiąc.
Wyrosłam z fałszywej skromności. Znam swoją wartość i wiem, że potrafię dopiąć swego. Wiem, że muszę pracować ciężej niż inni i właśnie to napędza mnie do działania. Chcę udowodnić sobie, że MOGĘ WIĘCEJ. Chcę być inspiracją dla tych, którzy wciąż mają wątpliwości.
Jeśli ja, z małym dzieckiem na rękach, mogę robić pranie, pisać artykuł i wymyślać kolejną choreografię na mecz, to Ty też możesz zrobić coś dla siebie i swojej przyszłości. Weź się do roboty, bo sukcesy same nie przyjdą. To jest Twój czas!

____________________ 

 Spodobał Ci się post? 

 Obserwuj mnie na Facebooku, Bloglovin i Instagramie

   photo eb6c52ee-49d5-4502-931c-b172004e37d9_zps95768ea8.png photo 2e589100-882d-4dc1-8f0a-506fabf2170c_zpsf92bc34c.png photo 95de5575-1741-4270-ae6e-0453807dd415_zps617a52c0.png

15 maja 2015

"Pan daje Ci tylko tyle, ile możesz znieść..."


... przeszłam swoje, a za każdym razem bolało równie silnie jak poprzednio. Zdarzało się, że się zastanawiałam, dlaczego dobry Bóg dał mi tak ciężki krzyż do dźwigania - do tego stopnia, że myślałam, że nie wytrzymam już ani dnia dłużej. Ale Pan daje Ci tylko tyle, ile możesz znieść - nie więcej... i mówi Ci tak: nie można zatrzymywać się nad smutkiem, to Cię wpędzi w chorobę szybciej niż cokolwiek inne.
Fannie Flagg "Smażone zielone pomidory"

Mniej więcej co trzy miesiące moja głowa wytacza wojnę przeciwko mnie samej. Regularnie bombarduje mnie milionem wątpliwości czy to co robię ma sens, co powinnam zrobić ze swoim życiem, czy nie powinnam zająć się czymś innym. Za każdym razem odłamki pocisków ranią moich bliskich. Za każdym razem pozbieranie się po wszystkim zajmuje mi za dużo czasu. Za każdym razem obiecuję sobie, że to ostatni raz, kiedy pozwalam głupim myślom przejąć kontrolę nad całą resztą. Za każdym razem wierzę, że to już naprawdę koniec... I za każdym razem się mylę.
Mylą się też ci, którzy zarzucają mi szukanie dziury w całym. Nie mają racji ci, którzy twierdzą, że wystarczy czymś się zająć. W błędzie są ci, którzy za wyznacznik szczęścia uważają dziewczynę/chłopaka albo pieniądze. Czasem chodzi o coś więcej. Nie to, co na zewnątrz, ale to, co ukryte głębiej.
Uczucia, emocje, adrenalina. Bliskość, poczucie bezpieczeństwa, kompromisy. Nowe otoczenie, bodźce, priorytety. To, co daje nam poczucie prawdziwego życia.
Tak już mam, że szybko się nudzę. Jeśli zajawka nie stawia przede mną nowych wyzwań, muszę szukać dalej. Jeśli coś nie dostarcza mi co jakiś czas silnych emocji, zaczynam od środka umierać. Górnolotnie porównałabym to do kwiatów. Niepielęgnowane więdną, tak już jest.
I czasami to zupełnie niezależne od nas. Wystarczy chwila nieuwagi, a myśli już błądzą między "to wszystko bez sensu", "nie jestem tego warta" albo "on/ona na pewno byliby lepsi ode mnie". Wszystko wokół wiruje w szalonym pędzie i za nic nie jesteś w stanie pozbierać się do kupy. Otoczenie nie pomaga. Nie lubimy osób, które mają jakieś problemy. Nie chcemy o nich słuchać i nigdy nie wiemy co odpowiedzieć. Jedyne na co stać naszych rozmówców, to powiedzenie "weź się w garść" albo "nie przesadzaj". Jedyne co ja mogę im odpowiedzieć, to "pierdol się".
Jeśli chcesz komuś pomóc, nie rzucaj zużytymi frazesami na prawo i lewo. Wysłuchaj, porozmawiaj, powiedz, że można na Ciebie liczyć. A jeszcze lepiej, pokaż to! Bądź dobry i wyrozumiały. "Mroczne czasy" mijają, tylko trzeba nam trochę pomóc. Potem znowu jest róż, słodycz i tęcza.

____________________ 

 Spodobał Ci się post? 

 Obserwuj mnie na Facebooku, Bloglovin i Instagramie 

   photo eb6c52ee-49d5-4502-931c-b172004e37d9_zps95768ea8.png photo 2e589100-882d-4dc1-8f0a-506fabf2170c_zpsf92bc34c.png photo 95de5575-1741-4270-ae6e-0453807dd415_zps617a52c0.png

7 maja 2015

Czego chcesz w życiu?


Co dzisiaj robiłeś? Niech zgadnę - poszedłeś na uczelnię i kilka godzin zajęć przesiedziałeś grając na telefonie albo przeglądając Suchara Codziennego na Instagramie. Ewentualnie, przy dobrych wiatrach, rozwiązywałeś krzyżówki lub sudoku. Potem wróciłeś do domu i od tamtej pory scrollujesz Facebooka albo próbujesz wbić kolejny level w nowej grze. Oglądasz "Trudne sprawy" i "Szpital" albo zbierasz się na piwko w plenerze, bo w końcu zawitała do nas wiosna. A wieczorem idziesz na koncerty, bo przecież w maju liczą się tylko Juwenalia.
A na jutro jakie masz plany? To samo co dzisiaj? Uczelnia, gry komputerowe, śmieszne koty albo jakieś filmy... Wieczorem impreza do rana, a potem znowu kac.
Powiedz, tylko szczerze, jesteś zadowolony z takiego życia? W sumie jest fajnie, beztrosko i na luzie, ale co będziesz miał z tego okresu za 5 lat? Wspomnienia? Raczej niewiele, jeśli na większości imprez urywa Ci się film. Doświadczenie? W graniu na konsoli i unikaniu odpowiedzialności na pewno. Nowych przyjaciół? Większość znika, jeśli nie imprezujecie razem co weekend.
Nie, nie mam zamiaru tłumaczyć Ci, że imprezowanie jest słabe, a gry komputerowe to strata czasu, bo tak nie jest. Ja też sporo imprezowałam (czasem nawet za tym tęsknię!) i potrafię stracić kilka dobrych godzin przed laptopem. Chodzi mi o zajęcia, jakim się oddajemy na co dzień, czym się zajmujemy, co nas pasjonuje i co dzisiaj robimy dla siebie, co może zaprocentować w przyszłości.
Podobno studia to najlepszy okres w życiu, ale przyglądając się po ciuchu moim znajomymi mam wrażenie, że sporo osób nie potrafi tego docenić. Większość z nich nie robi nic wartościowego. Przyjdą na zajęcia, często nawet w miarę przygotowani, ale zazwyczaj i tak wstydzą się udzielić publicznie, odbębnią swoje i idą do domu. Zjedzą obiad i siedzą do wieczora przy komputerze. Od czasu do czasu przeczytają może jakąś książkę, ale raczej z tych lekkich, albo obejrzą film. Dziewczyny przeglądają modę na Allegro, a chłopaki grają na konsoli. Jak spotkają się ze swoją drugą połową, to też w domu, na kanapie, bez polotu i fantazji.
Ja tak nie potrafię! W wakacje po maturze coś we mnie pękło, coś się zmieniło. Nagle dotarło do mnie, że nie chcę być tą dziewczyną, której nikt nie kojarzy i nie wie skąd się wzięła. Nie chcę być anonimowa. Nie chcę być "nijaka"...
Zaczęło się od zrobienia bucket list - listy rzeczy do zrobienia przed śmiercią. Dużo z tych punktów było infantylnych, śmiesznych, ale oryginalnych i dających masę radości oraz poczucie robienia czegoś fajnego. W tamte wakacje pierwszy raz spróbowałam sushi, napisałam list w butelce, nałykałam się helu z balonów czy zrobiłam pyszne, domowe lody. Chociaż dzisiaj te rzeczy nie mają znaczenia, wtedy dały mi naprawdę dużo - przede wszystkim odwagę do spełniania swoich marzeń, nawet tych najmniejszych. Bo, uwaga, uwaga!, marzenia same się nie spełnią.
Kiedy zaczęłam studia miałam szczęście, że spotkałam odpowiednich ludzi. Takich, którzy jeszcze zapalili we mnie, a może tylko obudzili?, chęć działania. Rozmowy ze starszymi, przyglądanie się ich pracy i przysłuchiwanie się ich "mądrościom życiowym" pozwoliło mi zrozumieć czego oczekuję od studiów. A właściwie czego oczekuję od siebie.
Chcę robić w życiu coś dobrego. Chcę być najlepsza w tym co robię. Chcę mieć wiedzę i doświadczenie. Chcę próbować nowych rzeczy i odnosić sukcesy. Chcę BYĆ!

A Ty, weź to swoje piwo, idź na koncert i wróć za parę dni. Mam nadzieję, że przez ten czas przemyślisz kilka spraw.


____________________
 Spodobał Ci się post? 

 Obserwuj mnie na Facebooku, Bloglovin i Instagramie

   photo eb6c52ee-49d5-4502-931c-b172004e37d9_zps95768ea8.png photo 2e589100-882d-4dc1-8f0a-506fabf2170c_zpsf92bc34c.png photo 95de5575-1741-4270-ae6e-0453807dd415_zps617a52c0.png

1 maja 2015

Kochanie...


Lubię Walentynki, Dzień Kobiet, Dzień Chłopaka i wszelkie rocznice. Przeciwnicy mówią, że jeśli to "prawdziwa miłość", to cały rok wygląda jak święto miłości. Niestety proszę Państwa, ale prawdziwe życie nie wygląda jak Walentynki.
Mimo że nasz związek jest udany, szczęśliwy i czasem nawet rzygnę tęczą jak o nim pomyślę, to te święta mają dla mnie ogromne znaczenie. Są okazją, żeby się zatrzymać w codziennym pędzie, spojrzeć sobie w oczy, wyjść do kina albo zjeść obiad na mieście. Tak po prostu, robić rzeczy, na które na co dzień nie mamy czasu. Spokojnie i po prostu razem. Niekoniecznie fotografując każdy krok i wrzucając dziesięć selfie na Facebooka. 
Praca, dom, studia, rodzina... A jeszcze fajnie byłoby robić coś po prostu dla przyjemności, zupełnie dla siebie. Nie raz przychodzimy do domu późnym wieczorem i nie mamy siły nawet na zrobienie kolacji. Na co dzień nie mamy czasu na wyjście na miasto, bo sami mijamy się w drzwiach: jedno z pracy, drugie na zajęcia; jedno na trening, drugie na angielski; jedno do pracy, drugie do lekarza. Nawet zakupy coraz częściej robimy w biegu, "przy okazji" albo prosimy o to rodziców...
Rocznica czy Walentynki są dla nas okazją, żeby Małą Alę wysłać do dziadków, a dzień rozpocząć powoli i leniwie. Poleżeć, nie zrywać się na dźwięk budzika. Spokojnie przygotować twarożek i kakao na śniadanie i razem je zjeść. Wspólne posiłki są dla mnie bardzo ważne, a rzadko zdarza nam się razem usiąść do śniadania. Potem możemy razem pograć, wyjść na spacer, zakupy. Po prostu odpocząć i nacieszyć się sobą...

Dzisiaj chciałabym życzyć nam jeszcze więcej takich spokojnych dni i nieskończenie więcej rocznic, które będziemy razem obchodzić.
Dziękuję Kochanie.

____________________

 Spodobał Ci się post?
 Obserwuj mnie na Facebooku, Bloglovin i Instagramie

   photo eb6c52ee-49d5-4502-931c-b172004e37d9_zps95768ea8.png photo 2e589100-882d-4dc1-8f0a-506fabf2170c_zpsf92bc34c.png photo 95de5575-1741-4270-ae6e-0453807dd415_zps617a52c0.png