31 października 2014

Dzień Wszystkich Szalonych


Nie lubię początku listopada. Nie dlatego, że jest ponuro i zimno, że ciągle pada i wieje wiatr. Nie lubię Dnia Wszystkich Świętych.
Nie rozumiem dlaczego większość ludzi myśli tylko o ładnych kwiatach na grobie, zamiast skupić się na modlitwie za bliskich zmarłych.
Nie rozumiem dlaczego większość ludzi chce pokazać na cmentarzu nowe ciuchy zamiast spędzić czas z rodziną.
Nie rozumiem też dlaczego co roku większość rodzin kłóci się o to czyja jest kolej na ubieranie grobu, kto kupił ładniejsze znicze, a kto droższą wiązankę...
Nie jestem osobą zbyt związaną z Kościołem, więc nie chcę prawić morałów, jaki sposób na spędzenie 1 listopada jest najlepszy. Ale tym bardziej nie potrafię pojąć, jak osoby, które co niedzielę są w kościele, w takim dniu potrafią przesiedzieć pół dnia na cmentarzu, żeby obgadać wygląd połowy rodziny i drugiej połowy nieznajomych spotkanych przy grobach. Mijając innych nie raz słyszałam, jak ludzie spierają się o kolor lampek albo o to, że ten czy tamten zepsuł całą koncepcję stawiając znicz w tym miejscu...
Od kilku lat każdy Dzień Wszystkich Świętych kojarzy mi się źle i przyprawia mnie o mdłości. Jak tylko słyszę, że babcie zaczynają rozmawiać o grobach od razu wychodzę. Nie mogę patrzeć na to, jak wszyscy się napinają i denerwują tym jednym dniem.
Może to jest powód, dla którego nie chciałabym mieć własnego pomnika - żeby nie robić nikomu dodatkowych problemów...
Zamiast tego chciałabym być skremowana i rozsypana w jakimś ważnym dla mnie i dla moich bliskich miejscu.
Uważam, że prawdziwą pamięć o zmarłych powinniśmy mieć w sercu, a nie pokazywać ją w ilości lampek postawionych na kawałku marmuru.

29 października 2014

Kobieco raz na miesiąc


Jakiś czas temu w sieci zaczął królować temat kobiecości. Jak grzyby po deszczu pojawiały się wyzwania (w których sama brałam udział), które miały obudzić drzemiącego w nas kociaka oraz poradniki, jak to zrobić.
Żeby nie było zgrzytów - nie widzę nic złego w tym, że ktoś chce wydobyć z nas coś więcej. Problem widzę gdzie indziej - dlaczego do zadbania o siebie i swoją kobiecość potrzebujemy zachęty osób trzecich?
Dla mnie ogromną przyjemnością jest możliwość wzięcia od czasu do czasu długiej kąpieli, nałożenia maski na włosy czy zrobienie peelingu. Staranny makijaż robię zawsze, a niepomalowane paznokcie psują mi humor na cały dzień. Widok zadbanej dziewczyny w lustrze sprawia mi wielką radość i dodaje pewności siebie.
Więc jaki sens widzę w braniu udziału w podobnych wyzwaniach? W pierwszym wzięłam udział z czystej ciekawości. Starałam się wykonywać kolejne zadania, ale bez napięcia, że "muszę to zrobić". Wyzwanie to pozwoliło mi na wyrobienie pewnych nawyków i wypracowanie regularności. Bardziej zadziałało na mnie psychicznie, bo otworzyło mi oczy na moje potrzeby i w tym właśnie widzę sens. Bo jakie znaczenie ma zryw raz na miesiąc czy dwa, kiedy zrobicie ładny makijaż albo założycie spódnicę? Raczej niewielkie.
Oczywiście, kobiecość to nie jest dbanie o ładną buzię. To zdecydowanie coś więcej i zależy od perspektywy.
Dla mnie jest to sposób bycia przyjemny dla otoczenia: uśmiechnięta, miła dziewczyna, ale mająca własne zdanie; dbająca o siebie, ale świadoma swojej urody bez tony tapety; ładnie ubrana, ale nie podążająca ślepo za trendami.
Kobiecość to naturalność, pewność siebie i uśmiech.
Kobiecość to świadomość.
Chciałabym, żeby wszystkie dziewczyny zrozumiały, że pewność siebie to nic złego. Komplement wypowiedziany w Waszą stronę nie jest okazją do zaprzeczania, ale do podziękowania i zgodzenia się z nim. Pewność swoich mocnych stron to wielki skarb!

27 października 2014

Małe rzeczy


Budzę się rano, przekręcam się na drugi bok i słyszę "khhh, khhh". Przez chwilę je ignoruję, ale mała Ala nie daje za wygraną. "Khhh, khhh" - JUŻ się wyspałam, wstawaj mamo! Nie ma rady, dzisiaj znowu nie poleżę dłużej w łóżku. Trzeba wstawać i zrobić śniadanko dla malucha.
Potem to już rutyna - codziennie to samo od momentu obudzenia się do namalowania pięknej tapety na twarzy. Reszta zależnie od planów na dany dzień - jak idę na uczelnię, to ubieram się i wychodzę, jeśli nie - zostaję i bawię się z Alą. Do drugiego śniadania o 11, do obiadu o 14, do podwieczorku o 17 i kolacji o 19.30. Tak karma.
Nie ma co ściemniać. Męczy mnie to niesamowicie, bo przyzwyczajona byłam do innego trybu życia i siedząc w domu jestem bliska szaleństwa. To, co kiedyś dawało mi niesamowitą satysfakcję (ale również powody do narzekania), teraz jest tylko wspomnieniem. Nigdy nie rozstawałam się z kalendarzem i nierzadko stawałam na głowie, żeby tyko znaleźć tam jeszcze trochę miejsca na kolejne spotkanie, chwilę na napisanie kilku dokumentów, zaniesienie ich w odpowiednie miejsce, zadzwonienie tu i tam, załatwienie czegoś i czas na przygotowanie się na kolejną imprezę. Dzisiaj kalendarz leży z zakładką ustawioną na sierpień albo jeszcze wcześniej i od kilku miesięcy jest niemal pusty. Nówka sztuka, nie śmigana.
Ale wiecie co pozwala mi w tym wszystkim nie zwariować? Tytułowe małe rzeczy.
Slow poranki, na które miałam czas raz w tygodniu albo w wakacje, dzisiaj są dla mnie codziennością. To, że zazwyczaj nie muszę się nigdzie spieszyć. Nawet, jeśli muszę być gdzieś na godzinę nie biegam w szaleńczym pędzie po mieszkaniu. I nadal raczej się nie spóźniam. Chodzi o to, że straciłam napinkę na ciągły pośpiech. Kiedyś może pokiwałabym głową ze zrozumieniem, ale dzisiaj nie rozumiem dlaczego babcia spiesząc się chciała "podbiec" do kuchenki, przez co poślizgnęła się na mokrej podłodze. Ile chciała zaoszczędzić? 3 sekundy? Czy 5?
Tak samo jak z moich poranków cieszę się, kiedy wstawiam nowy post. Logo, które widzicie na górze od kilku dni, zrobiło dla mnie robotę na cały dzień. Nie wiem jak Wy, ale ja nie mogę się napatrzeć! Tak samo każdy uśmiech Alicji i wybuch śmiechu jest dla mnie na wagę złota! A słoneczne, żółte paznokcie oglądałam jeszcze trzy godziny po zrobieniu...
O co mi konkretnie chodzi? O to, że ludzie nie mają zwyczaju doceniania tych małych chwil, które potrafią poprawić nawet naprawdę zły dzień. Chociaż na moment. O to, że ludzie ciągle szukają powodów do narzekania. Bo boli, pada, wieje, za słone albo za słodkie. Z głośno, za cicho, bo się wtrąca albo nie zapyta co u mnie. Jasne, każdy ma prawo do ponurego nastroju i nie ma w tym nic dziwnego. Sama wiem co mówię, bo też (za) często marudzę. Ale dlaczego nikt nie próbuje spojrzeć na daną rzecz optymistycznie? Idziesz do szpitala? Całe szczęście, że tylko na 3 dni. Ja spędziłam tam 49. Za pierwszym razem. Nie chciał przełożyć zajęć? Trudno, przyjedziemy według planu, miał prawo. Pada deszcz? Szkoda, ale może wykorzystam to na zrobienie porządków...
To naprawdę nie jest trudne, żeby spojrzeć na coś z drugiej strony. Ja nie lubię martwić się ani denerwować czymś, na co nie mam wpływu. Wolę obrócić to na swoją korzyść i nie zaprzątać sobie za bardzo tym głowy.
A Ty?

25 października 2014

Herba-linki #8


Witam Was serdecznie! W dzisiejszym wpisie przeważają cudowne fotografie. Nie mogłam się oprzeć, więc zapraszam na ucztę dla oczu :)
  1. Piękne zdjęcia ptaków i ich gniazd - nie takie głupie te zwierzęta skoro potrafią zbudować sobie taką chałupę ;)
  2. Cudowne i kolorowe budynki - kliknijcie "more photos", znajdziecie tam nawet Polskę
  3. 28 magicznych, przepięknych ścieżek - mnie zauroczyły!
  4. Nawyki, które przeszkadzają nam w życiu - lepiej szybko się ich pozbyć
  5. Oraz porady, jak skutecznie wprowadzić nowe, dobre nawyki
Miłego dnia Robaczki!

24 października 2014

Oczyść swój umysł!


Ostatnio na Instagramie pokazałam Wam mój nowy książkowy nabytek. Odkąd się przeprowadziliśmy rzadko decyduję się na kupno nowych książek. Z braku miejsca na ich przetrzymywanie preferuję e-booki. Tym razem jednak się skusiłam, przeczytałam w trzy dni i zdecydowałam, że w piątek zaczynam sprzątanie.
Okazja wydawała się idealna, Pan nie-Mąż wyjechał wczoraj na długi weekend do Katowic na zlot FanClubu, więc będę miała wolną rękę w czasie porządkowania. Nie byłoby w tym wszystkim nic niezwykłego, gdyby nie to, że dzisiaj odkryłam coś bardzo ważnego.
Wczoraj wieczorem, jeszcze przed rozpoczęciem porządków, chciałam Was coś napisać. Wpisy pojawiają się ostatnio rzadko, dlatego planowałam napisać coś "na zapas"...
Nie udało mi się. Siedziałam około dwóch godzin przy komputerze i nie byłam w stanie skleić jednego zdania. Czułam tak niemożliwą blokadę, że nie mogłam nawet zdecydować się na grafikę do notki. Tematy miałam trzy i mimo wszystko nic mi nie wychodziło...
Do czego zmierzam? Pamiętacie okres sesji, kiedy zamiast nauki czepiamy się wszelkich możliwych zadań? Od odłożenia kilku płyt czy papierków na bok po gruntowne porządki w całym mieszkaniu? Tu kryje się tajemnica poskromienia swojej rozproszonej uwagi. Zrozumiałam to dzisiaj, kiedy po wstępnym okiełznaniu bałaganu naszła mnie wena. Kiedyś myślałam, że to jakieś farmazony, ale rzeczywiście tak jest:

CZYSTE OTOCZENIE = CZYSTY UMYSŁ.

Kiedyś byłam taką trochę bałaganiarą, ale z wiekiem (ach, ta starość) coraz częściej łapię się na tym, że wolę mieć porządek wokół siebie. Wszędzie. Od pokoju, przez Facebooka, kontakty w telefonie, na skarpetkach czy herbatach zamkniętych w kilku puszkach. Często robię porządek "w Internecie", usuwam kontakty z książki adresowej, które nie są mi potrzebne, robię przegląd szafy albo wyrzucam wszystkie paragony z portfela. Kilka razy złapałam się na tym, że porządkowanie (albo raczej: wyrzucanie niepotrzebnych i zniszczonych rzeczy) przynosi mi niesamowitą ulgę, kiedy mam gorszy dzień, zdenerwuję się albo po prostu muszę jakoś odreagować.
Nie nazwę siebie minimalistką, bo jeszcze za cienka w uszach jestem, żeby wypowiadać się na ten temat, ale jeśli minimalizm może uprościć życie, to dążę do niego w 100%. Nie chodzi tylko o ilość posiadanych przedmiotów, z czym większość ludzi kojarzy takie podejście, ale o proste, przyjemne życie. Odpuszczenie sobie niepotrzebnych nerwów, zaoszczędzenie czasu przy wyborze stroju do wyjścia na rzecz spędzenia tej chwili na wspólnym śniadaniu, przyjemne otoczenie niezagracone przez 3 wagi kuchenne, pęknięte krzesło czy dziurawe skarpetki, przestrzeń, która pozwala na kreatywne myślenie i nie zagłusza naszych wewnętrznych pragnień...

Mnie temat wciągnął, dlatego polecam Wam spróbować oczyścić trochę swoje otoczenie i sprawdzić czy mam rację z tym zagraconym umysłem. Dajcie znać, jakie zauważyliście efekty!

23 października 2014

Ulubione aplikacje na Androida cz. II


Niedawno opublikowałam pierwszą część moich ulubionych aplikacji na smartfona. Tak jak pisałam, podczas pisania tekstu okazało się, że jest ich na tyle dużo, że postanowiłam podzielić listę na dwie części. Dzisiaj zapraszam Was na kontynuację!
  • Messenger - oddzielna aplikacja do korzystania z czatu na Facebooku. Wygodna, szybka - nie ma co się rozpisywać.
  • Angry Birds - klasyka klasyki. Wciągająca gra polegająca na rzucaniu ptakami i rozbijaniu różnych konstrukcji, a przy okazji zabijaniu jakiś zielonych... no nie wiem. Opis brzmi absurdalnie, ale chyba każdy kto raz spróbował miał fazę na tę grę. Dodam, że Pan nie-Mąż nie jest fanem aplikacji na telefon, a tym bardziej gier, ale w Angry Birds gra codziennie ;)
  • Hydro - apka pozwala na monitorowanie wypijanej przez nas ilości płynów. Przed startem ustawiamy swój wiek, wagę, płeć, poziom aktywności fizycznej i na tej podstawie otrzymujemy informację, ile płynów powinniśmy wypijać w ciągu dnia. Domyślnie mamy przypomnienia co godzinę od 10 rano. Mi się przydaje, ponieważ bardzo mało piję. (LIFEHACK: czasami stosuję inną metodę - na butelce wody zakreślam linie z godziną, do której muszę wypić daną ilość. Wygląda to mniej więcej tak i u mnie sprawdza się nawet lepiej niż Hydro)
  • Promocje w telefonie - aplikacja, która posiada aktualne gazetki promocyjne z większości popularnych supermarketów. Nie każdemu przypadnie do gustu, bo niektórzy wolą papierowe wersje, jednak nie zawsze wszystkie oferty zostają dostarczone pod nasze drzwi. Ja mam tę aplikację od niedawna, ale bardzo ją polubiłam.
  • Instagram - na początku nie byłam przekonana, ale kiedy wstawiłam pierwsze zdjęcie popłynęłam... Nie wrzucam ogromnej ilości zdjęć (chociaż mi i tak wydaje się, że sporo), jednak lubię przeglądać profile innych. Insta działa na mnie inspirująco, kiedy widzę ładne zdjęcia z jedzeniem, wnętrzami, kosmetykami albo takie po prostu. Lubię!
  • ColorNote - dzięki niej możemy szybko stworzyć listę zakupów lub krótką notatkę. Mamy dwie opcje: text albo checklist. Ja najczęściej robię te drugie, dzięki rożnym kolorom odznaczam sobie zakupy od "to do list". No i bardzo lubię ten moment, kiedy mogę coś na tej liście odhaczyć.
  • mBank - bankowość mobilna skradła moje serce. Co prawda nie robię jeszcze przelewów smartfonem, ale w każdej chwili mogę sprawdzić stan konta czy doładować telefon. mBank jest też dla mnie stosunkowo nowy, bo korzystam z jego usług od niedawna, może też dlatego nie rozgryzłam jeszcze wszystkiego.
Oczywiście mam na telefonie kilka aplikacji więcej, ale są to albo takie, których używam bardzo rzadko lub odwrotnie - apki, które chyba każdy już ma i używa, typu Facebook, poczta czy program do odczytu plików tekstowych lub PDF (każdy uczeń i student rozumie ;))
To była moja subiektywna lista, jeśli jest coś, co Wy lubicie koniecznie dajcie znać!

18 października 2014

Herba-linki #7


Dzień dobry!
To już kolejny tydzień razem. Szczerze mówiąc strasznie lubię tworzyć tę serię. Pomijając fakt, że zazwyczaj gubię się w linkach, które wpadły mi w oko i chciałbym się nimi podzielić, to za każdym razem cieszę się na powiększającą się cyferkę w tytule :)

  1. Profil na Instagramie, który absolutnie zauroczył mnie od pierwszego wejrzenia! Musicie sprawdzić, jakie cuda wychodzą spod ołówka autorki!
  2. Jednym z moich wielkich marzeń jest założenie swojej firmy. Kiedy oglądałam biurka znanych blogerek zapragnęłam również posiadania swojego ślicznego, białego biurka we własnym kąciku do pracowania. Dopiero teraz, kiedy piszę przy stoliku kawowym doceniam, jak wygodnie miałam u rodziców, gdzie było spore biurko, krzesło obrotowe i obok okno, w które mogłam ciągle spoglądać.
  3. Rozmowa umarła - przejrzałam zdjęcia, chociaż podobny widok mamy w każdym miejscu publicznym, kiedy przy stoliku znajomi urządzają sobie "wi-fi party". Trochę mnie to boli, tym bardziej, że i mi się zdarza siedzieć w telefonie zamiast po prostu z kimś pogadać.
  4. Rzeczy, których będziemy żałować na starość - po prostu.
  5. Na koniec, nieskromnie linkuję do siebie - dla mnie jest to ważny tekst. Może jeszcze komuś się przyda.

17 października 2014

Ulubione aplikacje na Androida cz. I


Co jakiś czas nachodzi mnie ochota na sprawdzenie nowych programów na telefon. Wtedy zazwyczaj szukam pomocy w Internecie, żeby dowiedzieć się o jakiś fajnych aplikacjach. Ostatnim razem miałam wielki problem ze znalezieniem czegoś przydatnego, dlatego postanowiłam podzielić się z Wami moimi ulubionymi aplikacjami na Androida (chociaż myślę, że na innych systemach też je znajdziecie). Zaczynamy!

  • mobileMPK - odkąd znowu jeżdżę autobusami na uczelnię jest dla mnie nieoceniona. Mój autobus jeździ raz na 20 minut, więc kiedy sprawdzę rozkład mogę oszczędzić sobie stania na przystanku i marznięcia. Najczęściej korzystam z samych rozkładów, ale zdarza mi się też sprawdzić na mapie, gdzie znajduje się jakiś przystanek. Polecam!
  • Lady Pill Reminder - aplikacja przypominająca o braniu tabletek antykoncepcyjnych, ale można stosować w odniesieniu do innych leków, a nawet spraw, które po prostu musicie robić codziennie. Na początku ustawiamy system, w jakim bierzemy tabletki, potem godzinę przypomnienia. Możemy również modyfikować tekst przypomnienia i zmienić ikonkę powiadamiającą. Dodatkowo aplikacja może przypomnieć nam o kupnie nowego opakowania.
  • Payback PL - przyda się osobom posiadającym kartę Payback. Dzięki aplikacji możemy szybko sprawdzić ile mamy punktów, ale większą zaletą jest to, że w każdej chwili możemy aktywować kupony, dzięki którym zbierzemy więcej punków u partnerów. Kilka razy już mi się zdarzyło, że stojąc w kolejce w Empiku czy Realu po niespodziewanych większych zakupach włączałam szybko kupony, żeby więcej nazbierać. Skoro już wydajemy te pieniądze, to miejmy coś więcej ;)
  • 2048 - tej gry chyba nikomu nie muszę przedstawiać. Przesuwamy kwadraciki w taki sposób, żeby łączyć ze sobą takie same liczby i staramy się dobić do 2048 (co najmniej!). Co jakiś czas, na nudnym wykładzie lub w autobusie zdarza mi się odpalać tę grę. Mnie wciąga, szczególnie, że niby znam sekret wygranej, ale jeszcze nigdy mi się to nie udało.
  • Clean Master - mały odkurzacz do naszego telefonu. Dzięki nowej opcji, widżetowi na pulpicie możemy jednym kliknięciem oczyścić i przyspieszyć nasz smartfon. Fajna sprawa, bo korzystając z Internetu i używając różnych aplikacji nasz telefon pochłania strasznie dużo śmieci.
To jeszcze nie wszystko. W czasie pisania tego tekstu okazało się, że aplikacji mam więcej niż mi się wydawało, dlatego postanowiłam podzielić je na dwie części. Podział nastąpił bez większych kryteriów, kolejność była zależna od miejsca w menu mojego telefonu ;)
Już teraz zapraszam Was na drugą część listy, która pojawi się mniej więcej za tydzień, a tymczasem możecie podzielić się ze mną swoimi typami.

PS. Widzimy się jutro rano przy Herba-linkach!

16 października 2014

Obudź się!

Źródło
Mam problemy ze snem, gdy zbliża się pełnia. Któregoś wieczoru leżąc tak i patrząc na oświetlony blaskiem księżyca sufit, nagle coś do mnie dotarło. Wpadłam w pułapkę.
Zdarzyła Wam się kiedyś sytuacja, że wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że idziecie w złym kierunku, a Wy dalej kroczyliście swoją drogą? No właśnie...
W jednej chwili okazało się, że wszystkie rozmowy, artykuły w gazetach, wpisy na blogach - to wszystko krzyczy do mnie "obudź się!". Wszyscy od dawna powtarzali, że powinnam bardziej skupić się na sobie, zadbać o siebie. Nie chodzi o to, że się zapuściłam. Nie, bez przesady. Chodzi o to, że stałam się matką-męczennicą. Nie wyjdę z domu, bo dziecko. Nie pójdę na imprezę, bo dziecko. Nie zrobię tego, bo dziecko. I tamtego też nie zrobię. Bo dziecko.
Nagle okazało się, że całe moje życie kręci się gdzieś między przygotowaniem mleka i sprzątnięciem śladów po kupie.
Zaczęłam zastanawiać się nad swoim życiem (ach, te górnolotne hasła!) i zrozumiałam coś jeszcze. Nie jestem matką-męczennicą. Jestem niewolnicą. Niewolnicą swojego otoczenia. Odkąd pamiętam większość rzeczy robiłam dla kogoś albo bo ktoś. Zrozumiałam to, kiedy bliscy próbowali mnie namówić, żeby zdecydować się na kurs języka angielskiego i hiszpańskiego zamiast, tak jak ja chciałam, na hiszpański i francuski. Dopiero wtedy zrozumiałam, że zawsze ktoś wie lepiej. To był też chyba pierwszy raz kiedy powiedziałam nie. Takie świadome, asertywne nie, które oznaczało brak możliwości negocjacji i pełną świadomość tego, że wiem czego chcę.
Poczułam wtedy niesamowitą ulgę. Przez chwilę powtarzałam sobie w głowie, że nie chcę uczyć się angielskiego, chcę poznać francuski. Powtarzałam to chyba po to, żeby mieć pewność, że właśnie to powiedziałam na głos i to jest absolutnie moja decyzja. To nie jest tak, że nigdy nie zrobiłam czegoś po swojemu. Czasem robiłam, ale zawsze z myślą o kimś. Co ktoś powie, jak zareaguje, czy nakrzyczy albo pochwali...?
Od tamtego zdarzenia minęło zaledwie kilkanaście dni, ale dało mi dużego kopa do działania. Podjęłam decyzje, na które ciężko było mi się zdecydować wcześniej. Zdecydowałam zrobić coś więcej ze swoim życiem. Postanowiłam zacząć myśleć o sobie.
Za wcześnie, żeby opowiadać jak się potoczyła historia po tych decyzjach, ale czuję, że jest to dla mnie ważny krok i coraz bardziej przybliża mnie do poczucia pełnej dorosłości i odpowiedzialności za siebie.

11 października 2014

Herba-linki #6


Dzień dobry!
Zapraszam na kolejną odsłonę herba-linków. Bez zbędnych wstępów, zaczynamy!
  1. Malwina o tym, jak szybko wyleczyć chorego faceta
  2. Podsumowanie akcji Nadine - akcja wiele zmieniła w moim sposobie myślenia, zatem muszę polecić Wam ten wpis
  3. Janek o sposobach na przetrwanie zimy - połączcie z moimi sposobami na umilenie sobie długich, chłodnych wieczorów, a już nigdy nie będziecie narzekać na zimno ;)
  4. Nie denerwujcie się - coś, co wypala moje oczy ogniem piekielnym, kiedy przeglądam Facebooka...
  5. O związku i akceptacji drugiej osoby - bardzo mocno nad tym pracuję, ale od czasu do czasu muszę przypomnieć sobie, że nie można zmieniać swojego partnera
Mam nadzieję, że dobrze zaczniecie weekend z nową porcją linków i będzie on równie miły i przyjemny, co mój :)
Pozdrawiam z nałęczowskiego spa!

8 października 2014

Zrób dla siebie coś miłego! - podsumowanie akcji


Tak jak pisałam w poprzednim wpisie na temat wyzwania Nadine, postanowiłam podzielić wpis na dwie części. Poprzednio mogliście przeczytać jak radziłam sobie z pierwszą połową wyzwań. Tym razem mam dla Was drugą połowę i podsumowanie akcji.

Dzień 16 - Nowy nawyk! Wprowadź nowy nawyk. Może to być drobnostka albo coś naprawdę dużego. Skup się na jednej konkretnej rzeczy. Okay? - oficjalnie ogłaszam: każdego dnia przeczytam chociaż kilka stron jakiejś książki. Z czytaniem mam problem - bardzo lubię czytać, ale rzadko znajduję na to czas. Ewentualnie wpadnę w ciąg i w mgnieniu oka przeczytam jedną, dwie pozycje, a potem nic, nic, nic... Czas to zmienić i zacząć regularnie czytać.
Dzień 17 - Bądź na TAK! Oficjalnie ogłaszam dzień Mówienia TAK! Zgadzaj się na wszystkie szalone propozycje, nie daj się swojej strefie komfortu i zatłucz swoje lenistwo. - to zadanie zasługuje na stały punkt w życiu. Warto raz na jakiś czas wyluzować i godzić się na wszystko.
Dzień 18 - Ciucholandy? Są zwolennicy i przeciwnicy. Kim Ty jesteś? Nieważne! Dzisiaj czas na to, aby się przełamać i czerpać z tego przyjemność! - niestety, ja jestem przeciwnikiem. Głównie dlatego, że po prostu nie potrafię nic znaleźć. Czuję się zagubiona i zawsze wychodzę z pustymi rękoma. Niemniej zazdroszczę koleżankom, które potrafią znaleźć tam perełki. Obiecuję, że jeszcze raz spróbuję - mam idealną okazję, bo pod samym blokiem mam duży ciuchland.
Dzień 19 - List do siebie - Napisz do siebie list: jakie masz plany i kim chcesz być. Odczytaj go za 3 lata. Zobaczymy ile się zmieni. - jakieś 2-3 lata temu napisałam do siebie taki list, ale z przeznaczeniem przeczytania za 10 lat. Myślę, że już od tamtej pory zaszło dużo zmian. Jeszcze raz napiszę coś takiego, tym razem wypróbuję wersję elektroniczną.
Dzień 20 - Przemeblowanie - Zrób przemeblowanie! Nawet niewielkie zmiany to plus 30 do ogólnego samopoczucia. Wprowadź trochę jesieni do swoich czterech kątów! - tu może być ciężko. Nie mamy bardzo co przemeblowywać, ale chętnie dodam trochę jesieni do naszego pokoju.
Dzień 21 - Darmowe rozrywki - Poszukaj niedaleko miejsca zamieszkania darmowych rozrywek. Muzeum? Wystawa? Park? Są dni, kiedy można tam wejść zupełnie za darmo! - Do zrobienia w wolnym czasie. Poszukam, sprawdzę.
Dzień 22 - Biblioteka - Odwiedź bibliotekę i znajdź coś ciekawego do czytania. Niech to będzie coś zupełnie innego niż zwykle! - Lista książek na czytniku jest tak długa, że biblioteka póki co nie wchodzi w grę. Wybór książki innej niż zwykle jest jednak dobrym pomysłem i poszukam czegoś w Internecie.
Dzień 23 - Dzień na szpilkach - Nawet jeśli nie masz ochoty czy powodu, żeby się stroić - załóż szpilki! Od razu poczujesz się lepiej. - Idealny moment na zmianę obuwia! Od dawna chodzę tylko w butach na płaskiej podeszwie i czuję potrzeby założenia czegoś bardziej kobiecego. Śliczne jesienne botki już czekają!
Dzień 24 - Kup sobie drobiazg - Lakier do paznokci, krem do rąk, maseczkę... Drobiazg, który sprawi przyjemność każdej kobiecie (dobra, piwo też się liczy, jeśli masz 18 lat)! - W przyjemnością wykonane od razu... Nowe śliczne skarpetki, kakaowy balsam do ust i neonowy notes od razu wprowadziły jakiś lepszy nastrój.
Dzień 25 - Zaplanuj przyjęcie! Zaplanuj tematyczne przyjęcie z przyjaciółmi. Jesień sprzyja spotkaniom w domu, graniu w planszówki i pieczeniu babeczek z chorągiewkami. - Do zrobienia.
Dzień 26 - Odkurz hobby! Znajdź czas na to, co zawsze lubiłaś robić i po prostu... to zrób! - Wspaniały punkt! Mam zamiar wrócić do tańca, poza tym zdecydowałam się na kurs języka hiszpańskiego! <3
Dzień 27 - Kup kwiaty - Zrób sobie przyjemność, kup kwiaty i postaw je na biurku. Wrzos to również świetny pomysł! - Tak! Przy najbliższej okazji śliczny wrzosik ląduje w moim koszyku z zakupami. Tyle naoglądałam się ich na blogach, że zechciałam mieć i swój prywatny egzemplarz.
Dzień 28 - Porządek w biurze - I mam na myśli Twoje prywatne biuro - tak, Twój komputer. Poświęć wieczór i zrób porządek na swojej stacji dowodzenia. - Do zrobienia. Ostatnio nawet myślałam o tym, że Marcel (mój laptop) powoli się zagraca i potrzebuje odgruzowania.
Dzień 29 - Spa - Zadbaj o siebie! To nic, że środek tygodnia. Czas na peeling, maseczkę, maskę na włosy, paznokcie... - Domowe spa funduję swojej skórze raz w tygodniu, ale o tym będzie poniżej. Bonus: już w sobotę Pan nie-Mąż zabiera mnie do spa w Nałęczowie, więc i będzie kolejna okazja do chwili relaksu.
Dzień 30 - Cel - Zastanów się, co być robiła, gdybyś nie musiała przejmować się pieniędzmi. Świetnie, właśnie poznałaś swój życiowy cel! - Pierwsze co przyszło mi do głowy to podróżowanie. Do tej pory nie miałam okazji wiele zobaczyć, ale kręci mnie perspektywa poznania nowego miejsca okiem mieszkańca, nie tylko turysty poruszającego się od jednego zabytku do kolejnego.

Dzisiaj wyzwanie dobiegło końca, czas na ogólne podsumowanie.
Niestety, akcja nie poszła mi tak dobrze, jakbym tego chciała. Głównie ze względu na małą Alę i weekendowe wyjazdy do rodziny Pana nie-Męża. Jednakże dzięki całemu wyzwaniu zrozumiałam, że w codziennym pędzie ku byciu idealną "matką, nie-żoną i kochanką", czyli po prostu kurą domową, nie mogę zapominać o swoich potrzebach. Niedawno mój mężczyzna powiedział mi ważną rzecz "gdy każde z nas będzie miało czas dla siebie, od czasu do czasu gdzieś wyjdzie i będzie mogło się trochę zresetować, przełoży się to na jakość naszego związku". Ma całkowitą rację - każdy musi czasem zmienić otoczenie, żeby z większą radością wrócić do codzienności.
Podsumowując: nie udało mi się wykonać wszystkich zadań. Niektóre przeniosłam na inny dzień, niektóre całkowicie pominęłam, ale najważniejsze jest dla mnie to, co w końcu do mnie dotarło - zasługuję na przyjemności i czas dla siebie.

PS. Wy też na to zasługujecie!

7 października 2014

5 rzeczy, które pomagają mi jesienią


Jesień to wyjątkowa pora roku. O ile zima kojarzy się ze śniegiem i świętami, wiosna to pora kiedy wszystko budzi się do życia, a lato to słoneczny okres wakacji, a tyle jesień to dla mnie najbardziej specyficzna pora roku. Niby wszystko traci na urodzie, bo drzewa zrzucają liście i, poza ich okresowymi pięknymi i ciepłymi kolorami, wszystko staje się szaro-bure, a jednak ma w sobie coś magicznego. I nie chodzi o to, że to moja ulubiona pora roku. Nie mam takiej, bo w każdym okresie roku znajduję coś pięknego i jednocześnie zawsze znajdzie się coś za czym nie przepadam. Jesień to dla mnie przede wszystkim czas zmian, już kiedyś o tym pisałam. Zmienia się cały nastrój, dni stają się krótsze, szybko robi się ciemno i w ogóle jest jakoś tak poważniej, bardziej refleksyjnie. Ciężkie książki zostawiamy na "długie, jesienne wieczory", częściej się zamyślamy i, chyba głównie ze względu na listopadowe święta, jest to okres zadumy. Poniżej chciałabym przedstawić Wam kilka rzeczy, które skutecznie poprawiają mi humor o tej porze roku.
Zaczynamy!

  1. Fuzzy socks - mój zdecydowany numer jeden! Jesień to idealny czas na zaopatrzenie się w nową parę ciepłych, ślicznych, puchatych skarpetek do spania. Co roku poszukuję nowej "najpiękniejszej pary", ale jak dotąd nic nie przebiło białych skarpetek w różowe serduszka. To chyba dobry moment na to, żeby przyznać się, że ładne skarpetki to moja mała słabość...
  2. Gorąca herbata - rzecz tak oczywista jak sanki w grudniu. Nie ma długiego, jesiennego wieczoru bez parującego (ulubionego)  kubka z pyszną herbatą. Kawa nie przejdzie. Do tego...
  3. Dobra książka - i możemy spędzić cudowny czas pod ciepłym kocem. Swego czasu uwielbiałam siedzieć z takim zestawem przy grzejniku, dzisiaj z łezką w oku wspominam tamte chwile - teraz jakoś brak czasu na takie słodkie lenistwo.
  4. Film/serial - alternatywa dla książki. Dla mnie jedyną słuszną opcją o tej porze jest komedia. Jesień bywa na tyle smutnym czy ponurym okresem, że zawsze wtedy chcę zaaplikować sobie dodatkową porcję humoru. Niestety, w naszym domu najważniejszy głos w kwestii wyboru filmu na wieczór ma Pan nie-Mąż, ponieważ jak już zostało ustalone - mam problem z kinem. Pan nie-Mąż jednak lubuje się w filmach krwawych, w których odpadają ręce i głowy, więc mi pozostaje jedynie płakać w kącie, że znowu się nie pośmieję.
  5. Ciepłe, słodziutkie brownie - moja wersja jest w kubku i zrobiona w mikrofalówce w 5 minut. Jest to idealna porcja na raz, czasem można się nawet podzielić nią z drugą osobą. Zależy jak bardzo chodzi na mną coś słodkiego. Pomysł jest szybki i naprawdę smaczny. Ciepłe ciasto zjedzone w towarzystwie szklanki zimnego mleka robi robotę. Poważnie.
To jest moja złota piątka, ale spokojnie mogłabym coś jeszcze dopisać. Ciepłe brownie biło się o miejsce w zestawieniu ze świecami zapachowymi. Bardzo je lubię, niestety mój mężczyzna mojego zdania nie podziela, więc też rzadko ich używam. Na wyposażeniu jesienią musi też być ciepły, ładny kocyk, a także równie ładne i ciepłe kapcie. Właściwie wszystko musi być ładne i ciepłe :)
Ponieważ robi się coraz bardziej jesiennie, gorąco polecam Wam wypróbowanie moich sposób na dobry nastrój.

PS. Nieocenione jesienią jest również ciepło drugiej osoby, ale tego chyba nie muszę Wam mówić ;)

4 października 2014

Herba-linki #5


Jako, że w najlepsze hula u nas jesień, dzisiaj będzie trochę na wesoło, ale też trochę refleksyjnie. Zapraszam!

  1. Zastanawialiście się kiedyś jak brzmi kichanie po szwedzku? Na wstępie zapraszam do Ani, a potem koniecznie zajrzyjcie na bloga, którego poleca w tym tekście
  2. Jeśli kogoś, tak jak mnie, interesuje praca jako korektor, koniecznie przeczytajcie ten wywiad
  3. Wpisy Marty zawsze zbierają u mnie gromkie oklaski. Tym razem o samotności w dobie Facebooka
  4. Odkąd czytam Nadine odnoszę wrażenie, że czyta mi w myślach. Po przeczytaniu Jej ostatniego wpisu jeszcze długo o nim myślałam
  5. Na koniec, żeby nie było tak smutno i poważnie, kilka rysunków idealnie wkomponowanych w otoczenie
Tyle na dzisiaj. Czytajcie, bawcie się dobrze i oczekujcie kolejnego tekstu! :)

2 października 2014

Happy End - wrzesień 2014


Witam Was październikowo!
Znowu z małym poślizgiem, ale wierzcie mi - staram się!
Czas na podsumowanie wrześniowych chceMISIÓW. Przyznam szczerze, że poszło marnie. Strasznie marnie, bo nawet połowy planów nie zrealizowałam. A i tak było ich raczej mało. Ale po kolei...
Na wishliście znalazły się trzy pozycje. Zegarek piękny, śliczny już mam - dostałam w prezencie od Pana nie-Męża, więc szybko z listy wyleciał. Spory problem miałam za to z piżamą. Możecie sobie wyobrazić, że przez cały miesiąc nie mogłam znaleźć ładnej piżamy? Takiej wiecie, eleganckiej jakby. Nie z rysunkiem krowy i łaciatymi spodniami. Takie są zabawne, śmieszne, ale do chodzenia po domu. Ja chciałam taką, w której nie wstydziłabym się spać u kogoś. Oczywiście chodziło mi również o rozsądną cenę, bo głupio wydać 100 zł na piżamę... W tym czasie znalazłam tylko dwie, które przypadły mi do gustu, ale żadnej nie określiłabym jako "eleganckiej". Ostatniego dnia września zdecydowałam się na zakup kompletu z wiewiórkami. Bardzo dojrzale, brawo! Jednak nie poddaję się i poszukiwania wciąż trwają. Jeśli chodzi o ostatni punkt, czyli manicure japoński - zrezygnowałam. Niedługo po opublikowaniu tamtego wpisu moje paznokcie w cudowny sposób wzmocniły się i przestały tak dramatycznie rozdwajać. Nie wiem gdzie szukać przyczyny tak wspaniałej zmiany, ale podejrzewam, że sprawcą katastrofy mógł być lakier do paznokci, którego nigdy wcześniej nie używałam (kiedyś taki fatalny efekt uboczny miałam po lakierach Miss Sporty) lub zmywacz. Na jakiś czas zrezygnowałam ze wszelkich specyfików i voila! Nie ma na razie potrzeby dodatkowego wzmocnienia. Zamiast tego w najbliższym czasie wybieram się na hybrydę - kusi mnie od dawna, ciągle nie mogę się zebrać.
Po zakupowej wishliście było miejsce na poznanie nowych miejsc na gastronomicznej mapie Lublina. Bardziej chodziło mi o nowe jedzenie, ale tym razem udało nam się wyrwać jedynie na drinka. Zaliczam, bo odwiedziłyśmy miejsce, gdzie do tej pory jeszcze nie byłyśmy. Chciałabym napisać o Czarnym Tulipanie coś więcej, ale mogę jedynie napisać, że polecam drink Strawberry Fields ;)
Przechodząc do kolejnych punktów: przez pierwsze dwa tygodnie ćwiczyłam 5 razy dziennie, ale po tym czasie poczułam takie zmęczenie, że nie dałam rady tego ciągnąć dalej. Dodatkowo moje treningi zostały zabite przez przeziębienie. Doszłam do wniosku, że rozsądniej będzie trzymać się liczby 3 treningów tygodniowo, a co się uda dodatkowo to już mniejsza sprawa.
Książki nie skończyłam żadnej, mimo że mam zaczęte chyba 3. Jak widzicie nie ma się czym chwalić w tym miesiącu...
Na podsumowanie mogę napisać tyle, że comiesięczna spowiedź na forum powinna być odpowiednią motywacją, żeby wziąć się w garść. Jakoś tak głupio mi pisać Wam, że właściwie z niczym nie dałam rady...