Witam Was październikowo!
Znowu z małym poślizgiem, ale wierzcie mi - staram się!
Czas na podsumowanie wrześniowych chceMISIÓW. Przyznam szczerze, że poszło marnie. Strasznie marnie, bo nawet połowy planów nie zrealizowałam. A i tak było ich raczej mało. Ale po kolei...
Na wishliście znalazły się trzy pozycje. Zegarek piękny, śliczny już mam - dostałam w prezencie od Pana nie-Męża, więc szybko z listy wyleciał. Spory problem miałam za to z piżamą. Możecie sobie wyobrazić, że przez cały miesiąc nie mogłam znaleźć ładnej piżamy? Takiej wiecie, eleganckiej jakby. Nie z rysunkiem krowy i łaciatymi spodniami. Takie są zabawne, śmieszne, ale do chodzenia po domu. Ja chciałam taką, w której nie wstydziłabym się spać u kogoś. Oczywiście chodziło mi również o rozsądną cenę, bo głupio wydać 100 zł na piżamę... W tym czasie znalazłam tylko dwie, które przypadły mi do gustu, ale żadnej nie określiłabym jako "eleganckiej". Ostatniego dnia września zdecydowałam się na zakup kompletu z wiewiórkami. Bardzo dojrzale, brawo! Jednak nie poddaję się i poszukiwania wciąż trwają. Jeśli chodzi o ostatni punkt, czyli manicure japoński - zrezygnowałam. Niedługo po opublikowaniu tamtego wpisu moje paznokcie w cudowny sposób wzmocniły się i przestały tak dramatycznie rozdwajać. Nie wiem gdzie szukać przyczyny tak wspaniałej zmiany, ale podejrzewam, że sprawcą katastrofy mógł być lakier do paznokci, którego nigdy wcześniej nie używałam (kiedyś taki fatalny efekt uboczny miałam po lakierach Miss Sporty) lub zmywacz. Na jakiś czas zrezygnowałam ze wszelkich specyfików i voila! Nie ma na razie potrzeby dodatkowego wzmocnienia. Zamiast tego w najbliższym czasie wybieram się na hybrydę - kusi mnie od dawna, ciągle nie mogę się zebrać.
Po zakupowej wishliście było miejsce na poznanie nowych miejsc na gastronomicznej mapie Lublina. Bardziej chodziło mi o nowe jedzenie, ale tym razem udało nam się wyrwać jedynie na drinka. Zaliczam, bo odwiedziłyśmy miejsce, gdzie do tej pory jeszcze nie byłyśmy. Chciałabym napisać o Czarnym Tulipanie coś więcej, ale mogę jedynie napisać, że polecam drink Strawberry Fields ;)
Przechodząc do kolejnych punktów: przez pierwsze dwa tygodnie ćwiczyłam 5 razy dziennie, ale po tym czasie poczułam takie zmęczenie, że nie dałam rady tego ciągnąć dalej. Dodatkowo moje treningi zostały zabite przez przeziębienie. Doszłam do wniosku, że rozsądniej będzie trzymać się liczby 3 treningów tygodniowo, a co się uda dodatkowo to już mniejsza sprawa.
Książki nie skończyłam żadnej, mimo że mam zaczęte chyba 3. Jak widzicie nie ma się czym chwalić w tym miesiącu...
Na podsumowanie mogę napisać tyle, że comiesięczna spowiedź na forum powinna być odpowiednią motywacją, żeby wziąć się w garść. Jakoś tak głupio mi pisać Wam, że właściwie z niczym nie dałam rady...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz