24 października 2014

Oczyść swój umysł!


Ostatnio na Instagramie pokazałam Wam mój nowy książkowy nabytek. Odkąd się przeprowadziliśmy rzadko decyduję się na kupno nowych książek. Z braku miejsca na ich przetrzymywanie preferuję e-booki. Tym razem jednak się skusiłam, przeczytałam w trzy dni i zdecydowałam, że w piątek zaczynam sprzątanie.
Okazja wydawała się idealna, Pan nie-Mąż wyjechał wczoraj na długi weekend do Katowic na zlot FanClubu, więc będę miała wolną rękę w czasie porządkowania. Nie byłoby w tym wszystkim nic niezwykłego, gdyby nie to, że dzisiaj odkryłam coś bardzo ważnego.
Wczoraj wieczorem, jeszcze przed rozpoczęciem porządków, chciałam Was coś napisać. Wpisy pojawiają się ostatnio rzadko, dlatego planowałam napisać coś "na zapas"...
Nie udało mi się. Siedziałam około dwóch godzin przy komputerze i nie byłam w stanie skleić jednego zdania. Czułam tak niemożliwą blokadę, że nie mogłam nawet zdecydować się na grafikę do notki. Tematy miałam trzy i mimo wszystko nic mi nie wychodziło...
Do czego zmierzam? Pamiętacie okres sesji, kiedy zamiast nauki czepiamy się wszelkich możliwych zadań? Od odłożenia kilku płyt czy papierków na bok po gruntowne porządki w całym mieszkaniu? Tu kryje się tajemnica poskromienia swojej rozproszonej uwagi. Zrozumiałam to dzisiaj, kiedy po wstępnym okiełznaniu bałaganu naszła mnie wena. Kiedyś myślałam, że to jakieś farmazony, ale rzeczywiście tak jest:

CZYSTE OTOCZENIE = CZYSTY UMYSŁ.

Kiedyś byłam taką trochę bałaganiarą, ale z wiekiem (ach, ta starość) coraz częściej łapię się na tym, że wolę mieć porządek wokół siebie. Wszędzie. Od pokoju, przez Facebooka, kontakty w telefonie, na skarpetkach czy herbatach zamkniętych w kilku puszkach. Często robię porządek "w Internecie", usuwam kontakty z książki adresowej, które nie są mi potrzebne, robię przegląd szafy albo wyrzucam wszystkie paragony z portfela. Kilka razy złapałam się na tym, że porządkowanie (albo raczej: wyrzucanie niepotrzebnych i zniszczonych rzeczy) przynosi mi niesamowitą ulgę, kiedy mam gorszy dzień, zdenerwuję się albo po prostu muszę jakoś odreagować.
Nie nazwę siebie minimalistką, bo jeszcze za cienka w uszach jestem, żeby wypowiadać się na ten temat, ale jeśli minimalizm może uprościć życie, to dążę do niego w 100%. Nie chodzi tylko o ilość posiadanych przedmiotów, z czym większość ludzi kojarzy takie podejście, ale o proste, przyjemne życie. Odpuszczenie sobie niepotrzebnych nerwów, zaoszczędzenie czasu przy wyborze stroju do wyjścia na rzecz spędzenia tej chwili na wspólnym śniadaniu, przyjemne otoczenie niezagracone przez 3 wagi kuchenne, pęknięte krzesło czy dziurawe skarpetki, przestrzeń, która pozwala na kreatywne myślenie i nie zagłusza naszych wewnętrznych pragnień...

Mnie temat wciągnął, dlatego polecam Wam spróbować oczyścić trochę swoje otoczenie i sprawdzić czy mam rację z tym zagraconym umysłem. Dajcie znać, jakie zauważyliście efekty!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz