Źródło |
5:00. Dzwoni budzik. Nie mój - D. Wstaje do pracy na 6. Śpi przy ścianie, więc wstając przechodzi przeze mnie i prawie zawsze staje mi na nogę albo trąci ręką. Budzę się, chowam się jeszcze pod kołdrą, ale już wiem, że ze spania nici. Razem z tatem wstaje również mała Ala. Zaczyna gaworzyć, kręcić się i chce się bawić. Idę do kuchni i siadam przy stole. Patrzę jak D. robi sobie śniadanie i kanapki do pracy. Zawsze zastanawia się po co wstaję razem z Nim tak wcześnie. W dodatku nic nie jem, tylko siedzę i patrzę. A ja lubię tak patrzeć. Jak skończy jeść, wtedy ja zabieram się za śniadanko dla Maluszka. Potem codzienny rytuał Ali: mycie buzi, kremowanie, zmiana pieluszki, witaminka i siadamy do jedzenia. Po jedzeniu czas, żeby kaszka ułożyła się w brzuszku, więc Ala bawi się w bujaczku-leżaczku. Wtedy przychodzi pora na moje śniadanie. Obowiązkowo herbata - najlepiej zielona. Ze śniadaniem siadam przy laptopie i sprawdzam Facebooka, pocztę, ulubione blogi. Mała Ala powoli zaczyna się męczyć i próbujemy zrobić sobie pośniadaniową drzemkę. Po drzemce idziemy na dwór. Zachodzimy do osiedlowej piekarni, żeby kupić tacie rogala z makiem na kolejny dzień w pracy. Potem jeszcze jakieś drobne zakupy i wracamy do domu. Zależnie od tygodnia, albo po 9 albo po 10, czekam na telefon od D. Zawsze dzwoni w czasie przerwy śniadaniowej. Koło 11 czas na piciu. Potem zabawa, drzemka, zabawa. W międzyczasie staram się poćwiczyć - tyle czasu po porodzie wypadałoby już zacząć coś ze sobą robić. Gdy wybija godzina 14 odliczamy minuty do powrotu taty z pracy. Kiedy wpada do domu od razu robi się głośniej, weselej. Lepiej. Następnie nasz obiad, potem obiad Ali. Połowa dnia minęła. Druga połowa jest bardziej leniwa - oglądamy razem filmy, śpimy, czytamy coś. Wieczorem jeszcze jeden rytuał Ali - jedzenie, kąpiel z tatem i spanie. Tak wygląda większość moich dni. Czasem wplatam w to ugotowanie obiadu, sprzątanie czy inne obowiązki domowe.
Trochę wychodzi na to, że jestem kurą domową. Ale wiecie co?
Nie przeszkadza mi to. Te wszystkie małe rzeczy, rytuały, zwyczaje i obowiązki sprawiają mi przyjemność. Na początku napisałam, że lubię patrzeć jak D. je śniadanie. Tak samo lubię patrzeć jak mała Ala śpi i jak bawi się z D. To wszystko napawa mnie tak niewyobrażalnym szczęściem, że nie jestem wtedy w stanie myśleć o przykrych rzeczach albo o tym, czego nie znoszę, a muszę zrobić.
Owszem, czasem jest ciężko, bo jestem niewyspana, mała płacze i jakoś wszystko działa na nerwy, ale mimo wszystko z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwa.
A Ty? Kiedy ostatnio powiedziałaś, że jesteś szczęśliwa? Dlaczego nie zmienisz czego w swoim życiu, żeby to szczęście osiągnąć?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz