Ludzie ciągle się spieszą. Do pracy, do szkoły, na zakupy albo spotkanie z przyjaciółką, na serial do domu albo zabieg u kosmetyczki. Nieważne gdzie, ważne, że trzeba szybko, bo nie ma czasu. Sama też się spieszyłam, głównie dlatego, że wszyscy wokół gonili i myślałam, że tak po prostu trzeba. I chociaż zawsze byłam punktualna i raczej nie miałam w zwyczaju się spóźniać, też mówiłam, że muszę lecieć i nie mam czasu. A czas miałam, tak samo jak większość innych ludzi. I dzisiaj, mimo że mam go mniej niż za czasów szkolnych, już nigdzie nie gonię.
Do powolnego życia zmusiło mnie głównie dziecko, ale teraz wiem, że to najlepsza droga jaką mogłam wybrać, żeby żyć spokojniej i mniej się stresować. Bo jak tu można zostawić wyjście z domu na ostatni moment, skoro równo z chwilą przekroczenia progu dziecko robi baaardzo nieprzyjemną niespodziankę w majtki? W sensie - pieluszkę. Albo jak można pospieszyć malucha, żeby szybciej jadł, skoro zaraz może się zakrztusić? A jeszcze spróbuj się spieszyć, jak znosisz dziecięcy wózek z szóstego piętra, bo właśnie zepsuła się winda. Wszystko znam z własnego doświadczenia i szczerze mówiąc - jest ciężko.
Skutecznie nauczyłam się żyć spokojnie i nigdzie nie pędzić i, paradoksalnie, zawsze jestem na czas, a nawet odrobinę wcześniej niż reszta grupy, gości albo koleżanek. Nie cierpi na tym mój makijaż ani strój, dziecko również jest zawsze dobrze przygotowane, materiały na zajęcia mam, a nawet znajduję chwilę, żeby ogarnąć jako tako mieszkanie przed wyjściem z domu...
Ale są takie dni kiedy naprawdę żałuję, że doba ma tylko 24 godziny.
Kiedy jednocześnie trzeba sprzątać kuchnię i łazienkę, robić zakupy i obiad, przygotowywać kolejne prace na studia, a jeszcze jedną ręką, a najlepiej całą sobą, bawić się z własną córeczką.
Kiedy wszystko w domu się kończy, świat się wali, a Ty nie masz czasu nawet uprasować koszuli. Nie mówiąc już o chęciach i siłach, żeby to zrobić.
Kiedy masz wolny wieczór i tyle planów, co będziesz robić: czytać książki i gazety, oglądać filmy, grać na komputerze i zajadać niezdrowe przekąski, a kończysz na jednym, obowiązkowym punkcie związanym z uczelnią i idziesz spać o 22, bo nie masz siły na więcej.
Wtedy po cichu płaczę i zastanawiam się dlaczego to musiało spotkać właśnie mnie. Dlaczego nie mogę olać wszystkiego i spędzić całego dnia na leżeniu w łóżku, dlaczego nie mogę gdzieś wyjść i nie zastanawiać się co dzieje się w domu...
A potem sobie przypominam, że gdzieś tam głęboko ukrytą mam jedną, bardzo złą cechę, o której większość myśli, że to zaleta...
Perfekcjonizm.
____________________
Spodobał Ci się post?
Obserwuj mnie na Facebooku, Bloglovin i Instagramie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz