Od jakiegoś czasu źle śpię w nocy. I to nie tylko z powodu dziecka śpiącego w tym samym pokoju. Budzę się w nocy nawet, gdy śpię sama i zupełnie nie wiem dlaczego. Ani co z tym fantem zrobić.
A może jednak wiem, dlaczego nie mogę ostatnio spokojnie spać?
Kilka dni temu obudziłam się rano z jakimś dziwnym ciężarem. Tak dużym, że ledwo wstałam z łóżka. Właściwie gdybym tylko mogła, to zostałabym w nim co najmniej do południa.Włączyłabym telewizję i tak bym leżała i patrzyła przed siebie. Potem bym niespiesznie wstała, poszła do kuchni i zrobiła sobie herbatę. Na śniadanie zjadłabym sałatkę od mamy albo kawałek ciasta. Byle tylko nie wymagało to za dużo przygotowań. Kanapki odpadają, bo za dużo roboty. Potem wróciłabym do łóżka, tym razem w towarzystwie laptopa i odpaliłabym Heroes'y. W tle dalej grałby telewizor, a obok leżałaby butelka Coca Coli i paczka chipsów. Cały dzień upłynąłby mi na odpoczywaniu i resetowaniu umysłu. W międzyczasie poczytałabym jakąś książkę, napisałabym coś na bloga i nie myślałabym o niczym ważnym, O NICZYM!
I właśnie tutaj znalazłam rozwiązanie mojej zagadki. Jako początkująca Pani Domu wpadłam w pułapkę perfekcjonizmu. Wiele razy przekonałam się, że jeśli coś ma być zrobione dobrze, muszę zrobić to sama. Dodatkowo wyznaję zasadę, że albo coś robimy porządnie albo wcale. Wybuchowa mieszanka, która przyprawiona górą pytań o to, jak sobie radzimy na swoim, przyprawiła mnie o zawroty głowy.
Bo mieszkanie musi być posprzątane, bo obiad musi być ugotowany i idealnie doprawiony, bo dziecko musi mieć zawsze przygotowane jedzenie i ubranka na cały dzień, bo trzeba przygotować się na zajęcia, bo trzeba pomóc wszystkim wokół, bo przecież sami sobie nie poradzą, "a Ty Patrysiu jesteś taka ogarnięta". Do tego trzeba dopilnować pozostałych spaw około domowych, a w mojej głowie muszę mieć ułożone plany na najbliższy miesiąc, bo ktoś już chce wiedzieć co robimy w ostatni weekend miesiąca. Brzmi strasznie? Dokładnie tak było.
Rano pędziłam na uczelnię, na zajęciach robiłam listę zakupów i planowałam jadłospis na kolejne kilka dni. W przerwach załatwiałam jakieś sprawy na mieście, a później szybko jechałam na zakupy. Byle szybciej leciałam do domu, żeby wrócić do dziecka, zrobić obiad i ogarnąć mieszkanie. Wieczorem padałam na twarz i tak naprawdę nie miałam siły i chęci nawet na drobne przyjemności, chociażby jak długa kąpiel w wannie. Radości nie sprawiało mi właściwie nic, za czym jakiś czas temu bym szalała...
Naprawdę zapomniałam w tym czasie o sobie. A może nawet nie tyle zapomniałam, co po prostu zepchnęłam na dalszy plan, bo zawsze było coś ważniejszego. A to zupełna bujda! Wiem, że to ja jestem najważniejsza i że żeby działało wszystko wokół, to ja muszę być w dobrej formie. Przesolony obiad czy zakurzone kąty nic nie znaczą, jeśli serce domu bije i wszyscy są szczęśliwi. Tak samo perfekcyjny deser nie będzie smakował, jeśli z łazienki będzie słychać tłumiony płacz i nikt nie będzie wiedział co się stało.
I chociaż czasem narzekamy na swoich bliskich, bo doprowadzają nas do szału, dobrze, że są blisko nas i warto ich docenić. To dzięki tym osobom potrafimy się podnieść z podłogi, otrzepać i iść dalej. I nie warto dusić w sobie tego, co nas boli.
To właśnie D. otrząsnął mnie z tego otumanienia i przypomniał, że dbając o wszystkich wokół nie mogę zapominać o sobie. I za to bardzo Ci dziękuję!
____________________
Spodobał Ci się post?
Obserwuj mnie na Facebooku, Bloglovin i Instagramie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz