Ile razy zdarzyło Ci się odpuścić coś, czego bardzo pragnąłeś, ze
strachu przed porażką? Ile razy nie poszedłeś gdzieś albo nie powiedziałeś/nie zrobiłeś
czegoś, bo bałeś się wyśmiania? Ile razy żałowałeś potem, że jednak tego nie
zrobiłeś? A znasz te opowiastki „mogłem powiedzieć mu, że…” wypowiadane zawsze
po ważnej rozmowie?
Ja znam to wszystko aż za dobrze.
Nie gram w bilard, bo nie umiem.
Nie idę na imprezę, bo znam
tylko jedną osobę.
Nie jem tego czy tamtego, bo nie
wiem czy mi posmakuje.
Nie idę na konferencję, bo nie
mam z kim.
Nie słucham czegoś, bo moi
znajomi mówią, że wstyd.
Tak było do czasu. (No dobra, teraz też tak czasem mam, ale rzadko ;))
Wszystko zmieniło się chyba przed maturą. Wiadomo, powinnam się uczyć,
więc znajdywałam tysiące bardziej interesujących zajęć. To był czas mojej
fascynacji tumblr’em – miejscem pełnym inspiracji i motywacji do działania. Po
kilku miesiącach wzdychania do komputera postanowiłam wziąć życie w swoje ręce
i zacząć próbować nowych rzeczy. Dzięki temu pierwszy raz jadłam sushi, próbowałam
mówić po nałykaniu się helu, wysłałam w świat list w butelce i chodziłam na pole dance. Było tego o wiele
więcej - cała lista rzeczy, których chciałabym spróbować i w końcu mi się udało. To był czas, kiedy nikt nie mógłby mi powiedzieć, że czegoś nie wypada.
Dlaczego o tym piszę?
Ostatnio miałam przyjemność wziąć udział w treningu football’u. Wyszło
spontanicznie i nawet nie miałam czasu na myślenie. Całe szczęście, bo pewnie
bym się wycofała! Tak się bałam, że nawet nie uda mi się złapać tej śmiesznej
piłki, a moja drużyna wygrała! To był mój
pierwszy raz i mimo ogromnego wysiłku byłam przeszczęśliwa. Ledwo stałam na nogach,
były zupełnie jak z waty, a ja śmiałam się jak głupia, że było tak fajnie. O
tym treningu opowiedziałam chyba wszystkim napotkanym osobom. I wtedy
uświadomiłam sobie, jaką radość może sprawić coś, co pozornie do nas nie
pasuje. Ile bym straciła, gdybym poszła wtedy do domu i olała możliwość takich
zajęć! Przypomniałam sobie również o tym, ile frajdy sprawia zrobienie czegoś
nowego. I zrozumiałam, że tak naprawdę nie ma się czego bać. Tak po prostu.
Pierwszy raz na targach edukacyjnych. Pierwsze spotkanie z D. Wyjazd
samorządowy przed rozpoczęciem studiów. Nabór do cheerleaderek. Założenie
bloga.
To tylko kilka rzeczy, które napawały mnie OGROMNYM strachem. Zupełnie
niepotrzebnie.
Po pierwszych targach tak mi się spodobało, że przez kolejne 1,5 roku
jeździłam przy każdej możliwej okazji. Spotkanie Pana nie-Męża dało mi
cudownego przyjaciela, partnera i poczucie bezpieczeństwa, że razem wszystko
nam się ułoży. Pierwszy wyjazd samorządowy to była najlepsza impreza w moim
życiu (tak, trwająca tydzień!). Nabór do cheerleaderek przypomniał mi, że
jestem całkiem niezła i że od dawna brakowało mi poważnych, dających w kość
treningów. Blog okazał się fajnym miejscem na wygadanie się, a w dodatku ktoś
to czyta i chwali! :)
Strach hamuje możliwość rozwoju. Zabiera nam wspaniałe momenty z życiu i blokuje powstawanie niezapomnianych wspomnień. Warto o tym pamiętać, bo gdy się głębiej zastanowię, to moje obawy przed czymś nowym nigdy się nie potwierdziły.
Dzisiaj stawiam przed Tobą wyzwanie. W ciągu najbliższego tygodnia zrób coś o czym zawsze marzyłeś, ale nigdy tego nie zrobiłeś z powodu jakiś absurdalnych lęków. Chcesz nauczyć się tańczyć? Zapisz się na kurs. Chcesz spróbować tradycyjnej chińskiej potrawy? Poszukaj restauracji w okolicy. Chcesz wyjść na przebieraną imprezę? Zorganizuj taką i zaproś znajomych.
Przestań się bać i zobacz co jest po drugiej stronie!
Przestań się bać i zobacz co jest po drugiej stronie!
____________________
Spodobał Ci się post? Obserwuj mnie na Facebooku, Bloglovin i Instagramie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz