Kiedyś byłam zakupoholiczką. Nie taką szaloną, co to na zakupach jest trzy razy w tygodniu i wychodzi z reklamówkami szmatek, ale robiłam zakupy pod wpływem chwili, chaotycznie, bez sensu. Kupowałam: bo ładne, bo tanie, bo wyprzedaż, bo ostatnie sztuki, bo kiedyś się przyda, bo schudnę, bo... (tu wstaw inny irracjonalny powód). Efektem była szafa pełna ubrań, których nigdy nie założyłam albo które do niczego nie pasowały. Leżały miesiącami (latami?) na półkach i zapychały szafę. Co rano stawałam przed nią z legendarnym już zdaniem na ustach: nie mam się w co ubrać i jeszcze szafa mi się nie domyka.
Dzisiaj nie mam już takich problemów: w mojej szafie znajdują się tylko ubrania, które noszę na co dzień i które pasują do mojej sylwetki. Na zakupy chodzę rzadko, ponieważ doszłam do momentu, kiedy (poza rzeczami sezonowymi) niczego więcej nie potrzebuję.Jak wyglądała moja droga do racjonalnego podejścia do zakupów?
Poza bazą mam na dysku również folder pełen zdjęć stylizacji, które mają dać obraz tego, co mi się podoba i w jakim kierunku chciałabym iść. Na zakupach staram się kierować właśnie tą listą i stylizacjami, żeby uniknąć kupienia czegoś, co nie będzie pasowało do reszty mojej szafy.Skłamałabym, gdybym powiedziała, że tyle wystarczyło do okiełznania chęci wydawania pieniędzy na byle co. Staram się chodzić na zakupy rzadko (żeby nie kusiło ;)), ale i wtedy kieruję się kilkoma zasadami.Żeby była jasność: nie bawię się w mnicha i niczego sobie nie żałuję. Nie odmawiam sobie ubrań z poczuciem żalu, a z satysfakcją, że nie rządzą one moim życiem. Odkąd zapanowałam nad szafą i chęcią zakupów ubieranie się nie przysparza mi tylu problemów, bo zawsze mam w co się ubrać :)
Dzisiaj nie mam już takich problemów: w mojej szafie znajdują się tylko ubrania, które noszę na co dzień i które pasują do mojej sylwetki. Na zakupy chodzę rzadko, ponieważ doszłam do momentu, kiedy (poza rzeczami sezonowymi) niczego więcej nie potrzebuję.Jak wyglądała moja droga do racjonalnego podejścia do zakupów?
- przestałam chodzić do galerii handlowych - dla mnie był to dobry sposób na zabicie czasu między zajęciami, spotkaniami, treningami... Pojawiałam się tam, żeby pooglądać, co często skutkowało kupieniem, np. piętnastego t-shirtu, który był mi całkowicie zbędny, ale był tani i ze śmiesznym obrazkiem. Na studiach wolnych chwil zaczęłam mieć tak mało, że zupełnie zapomniałam o sklepach i po czasie całkiem się odzwyczaiłam.
- zrobiłam przegląd szafy - sukcesywnie pozbywałam się ubrań, które były na mnie za duże lub za małe (przestałam się łudzić, że kiedyś do nich schudnę ;)), które mi się nie podobały, źle się w nich czułam albo kiepsko wyglądałam. Zniszczone sztuki również skończyły swój żywot i przejrzałam ciuchy po domu. W pewnym momencie miałam chyba więcej bluzek do sprzątania niż tych do wyjścia...
- zrobiłam listę rzeczy, których mi brakuje - po oczyszczeniu szafy byłam w końcu świadoma co się w niej znajduje i co wypadałoby dokupić. Stworzyłam bazę ubrań, które dzięki odpowiednim dodatkom pozwolą na łatwe i szybkie stworzenie zestawów na co dzień i do wyjścia.
- starannie wybieram towar – zwracam większą uwagę na detale i nie biorę niczego, co chociaż w najmniejszym stopniu mi nie pasuje. Nie przymykam już oczu na ozdoby/guziki/szwy/etc.
- przymierzam – kiedyś przymierzałam praktycznie tylko jeansy, resztę kupowałam na oko. Dzisiaj przymierzam każdą bluzę, bluzkę i spódnicę, zwracam większą uwagę na rozmiary i nie kupuję nic „na przyszłość” (większe/mniejsze). Oglądam się z każdej strony i patrzę krytycznym okiem.
- dwa razy się zastanawiam – jeśli towar przeszedł poprzednie testy, czas na podstawowe pytanie: czy ja tego na pewno potrzebuję? Dwa razy zastanawiam się przed pójściem do kasy i często zdarza się, że jednak coś zostawiam, bo po prostu nie jest mi potrzebne.
Poza bazą mam na dysku również folder pełen zdjęć stylizacji, które mają dać obraz tego, co mi się podoba i w jakim kierunku chciałabym iść. Na zakupach staram się kierować właśnie tą listą i stylizacjami, żeby uniknąć kupienia czegoś, co nie będzie pasowało do reszty mojej szafy.Skłamałabym, gdybym powiedziała, że tyle wystarczyło do okiełznania chęci wydawania pieniędzy na byle co. Staram się chodzić na zakupy rzadko (żeby nie kusiło ;)), ale i wtedy kieruję się kilkoma zasadami.Żeby była jasność: nie bawię się w mnicha i niczego sobie nie żałuję. Nie odmawiam sobie ubrań z poczuciem żalu, a z satysfakcją, że nie rządzą one moim życiem. Odkąd zapanowałam nad szafą i chęcią zakupów ubieranie się nie przysparza mi tylu problemów, bo zawsze mam w co się ubrać :)
____________________
Spodobał Ci się post?
Obserwuj mnie na Facebooku, Bloglovin i Instagramie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz